Jan Hartman
Istotowy formalizm filozofii praktycznej
[Opublikowane w: w: Ewa Nowak-Juchacz (red.),
Transcendentalna filozofia praktyczna, Poznań: WN IF UAM 2000, ss. 169-180.]
Zadaniem, jakie stawiam sobie w tym artykule, jest podanie
kilku przykładów z zakresu heurezy filozofii praktycznej, obrazujących
notoryczne uzależnienie spekulacji w tej dziedzinie od formalistycznych i
proceduralnych, a ogólniej mówiąc - transcendentalizujących określeń i figur
logicznych. Ich celem jest dostarczenie teorii etycznej i politycznej
ostatecznego uzasadnienia, a środkiem tego uzasadnienia jest odwoływanie się do
porządku materialnego, do praktyki moralnej i politycznej jako suwerennej
instancji, w której rzeczywiście spełnia się dobro i zło. Z kolei oświecona
moralność i praktyka polityczna przejmują z teorii ogólny imperatyw
uprawomocnienia i korzystają w tym celu właśnie z dostarczanych przez filozofię
praktyczną pojęć formalnych. Inaczej mówiąc, filozofia odwołuje się do instancji
praktyki, a praktyka ucieka w pojęcia filozoficzne. Ten stan rzeczy uważam za
niepokojący politycznie.
Filozofia praktyczna to wedle potocznego rozumienia poznanie
służące cnocie i sprawiedliwości - dobro poznawcze prowadzące do dobra
pozapoznawczego. Zatem już w punkcie wyjścia filozofia praktyczna określona jest
jako samookreślająca się i w tym określeniu dokonująca samougruntowania i
samolegitymizacji - w sensie teoretycznym i politycznym. Co więcej, to
określenie filozofii praktycznej jako dziedziny ustanawiającej się przez
samolegitymizację decyduje o tym, że filozofia praktyczna staje się w
ogólności myśleniem uprawomocniającym i - przenosząc na swój przedmiot własne
określenie - ustanawiającym wszędzie zasadą prawomocności swoją negatywność -
dzianie się, praktykę. Dlatego też myśl etyczna i polityczna utrzymuje
nieusuwalne napięcie pomiędzy istotnie własną treścią formalną a heterogeniczną,
wymykająca się apodyktycznemu ujęciu treścią empiryczną, materialną.
Określenie spekulatywne filozofii praktycznej brzmi bowiem
tak: poznanie teoretyczne, które skutkuje w swej negatywności (a więc w
praktyce), a zarazem ze swej negatywności czerpie swą prawomocność. Owo
skutkowanie filozofii praktycznej określone jest z kolei formalnie - jako
„służenie celowi”. Natomiast formalnym określeniem celu jako substancjalnej
idealności (idei regulatywnej) porządkującej działanie i myślenie (o ile
odniesione jest do działania) jako „zmierzanie ku swemu celowi” jest określenie
„dobro”, a ściślej: „dobro najwyższe”. W zakresie określeń rozsądku
powiedziałoby się, że filozofia praktyczna powołana jest do tego, aby poznaniem
prawdy o tym, co jest dobre, przysłużyć się do jego osiągnięcia - stąd też
czerpie ona swą ważność i pożyteczność. Zasadą więc ważności etyki i polityki
jest to, że przysparzają one jednostce cnót, a wspólnocie sprawiedliwości.
Bez tego samookreślenia, wywodzącego się z tradycji
sokratejskiej i nigdy w etyce klasycznej, łącznie z Kantem, nie zanegowanego,
nie byłaby możliwa ani rzeczywista historyczna legitymizacja mentorstwa
etycznego i politycznego, ani też samo roszczenie filozofii praktycznej do
zarządzania życiem osobowym i publicznym.
Możliwość podanego określenia zasadza się na odróżnieniu
własnej dziedziny władztwa rozumu - dziedziny teoretycznej, w której rozum jest
suwerenny w dawaniu określeń i sam dla siebie jest celem, od dziedziny
zastosowania rozumu, w której pierwotnie nie jest on u siebie, którą więc musi
opanować. Stąd nieusuwalną podstawą filozofii praktycznej jest określenie, iż
jej właściwym, a więc praktycznym celem jest ustanowienie władztwa rozumu w
człowieku, poddanie jego woli kierownictwu rozumu (co mianuje się serią
ostatecznie równoważących się formalnych określeń: roztropność, mądrość, cnota,
sprawiedliwość, szczęście itd.), a tym samym zrealizowanie człowieczeństwa jako
powołania do zwycięstwa w jestestwie jego władzy istotowo najwyższej - rozumu.
Wynika stąd, że owa praktyczność, mająca sens zastosowania rozumu do jego
negatywności - działania, przechodzi w rozciągnięcie władzy rozumu teoretycznego
i postulowanie dla niego za pośrednictwem ideałów (formalnych idei celu/dobra,
tzn. idei cnoty, szczęścia itd.) odrębnej sfery władztwa (czy też właśnie
„zastosowania”), która nazywa się rozumem praktycznym, a w bardziej pospolitym
wyrażeniu ujęta jest przez takie określenia, jak wola rozumna, moralność czy
wiara. Celem rozumu staje się tu zasada regulatywna, ustanowiona pierwotnie dla
jego negatywności (działania), to znaczy dobro. Formalna idea regulatywna rozumu
w ogóle - prawda - doznaje tu modyfikacji w postaci ustanowienia odrębnej idei
regulatywnej dla swej „drugiej”, negatywnej sfery władztwa, czyli dla działania;
jest nią właśnie dobro. Odtąd rozum, jako rozum praktyczny, wyzbywa się swej
funkcji poznawczej, oddając się w służbę uogólnionej celowości - osiągnięciu
dobra. W określeniu absolutnym dobro jest samym absolutem, a osiąganie dobra -
zabieganiem o zbawienie.
Krótko mówiąc: uczynić działanie (postępowanie indywidualne i
życie publiczne) dziedziną rozumnych określeń - to jest postulat filozofii
praktycznej, poprzez który, po pierwsze, sama siebie określa ona jako
prawomocnie aspirującą do miana myślenia (nauki), a po drugie, wyznacza sobie za
zasadę postępowania formułowanie imperatywu zmierzania do dobra i ewentualnie
także ukazywanie materialnych zarysów dobra w postaci częściowo przynajmniej
empirycznych, pozytywnych wskazań odnoszących się do treści cnót lub nawet
materialnej treści godziwych postępków. Normatywizm filozofii praktycznej
(wyrażany przez nią samą w określeniach swej domeny jako dziedziny obowiązku,
powinności, praw, a ogólnie: imperatywu kategorycznego) jest więc następstwem
jej inicjalnego kroku, poprzez który ustanawia ona swój sens jako nauka, a więc
dokonuje uprawomocnienia samej siebie. Wszelkie roszczenia w obrębie etyki i
dyskursu politycznego są pochodne względem tego pierwszego gestu, w którym
ustanawia się dobro, formalny imperatyw „dobro należy czynić” (bonum
faciendum, malum vitandum) i określa prawo etyki do istnienia i
spełnienia swej zarządzającej funkcji w życiu osobowym i politycznym jako
następstwo formalnego prawa i obowiązku służenia dobru. Jako że dobro musi
prędzej czy później zostać określone absolutnie, samofundująca się etyka -
przenosząca następnie swe roszczenie uznania jej prawomocności na roszczenie do
powszechnego władztwa w dziedzinie postępowania - musi kulminować w teologii, w
rozciągnięciu rozumu na wiarę i adorację absolutu, a tym samym w zjednoczeniu
dziedziny moralności (uznania dobra w ogóle) z dziedziną wiary (uznania dobra
najwyższego).
Takie są zasady filozofii praktycznej, wynikające z samego
jej pierwotnego samookreślenia w tradycji sokratejskiej. Wielka Kantowska
synteza etyki klasycznej nie pozostawia tu żadnych wątpliwości.
Okazuje się, że dziedzina filozofii moralnej i politycznej
jest formalnie ustanowiona wraz z formalną (regulatywną) ideą powszechnego celu,
czyli wraz z ideą dobra. Jednocześnie z tym transcendentalnym ustanowieniem
rozumu praktycznego (w decydującym kroku Kanta - jako domeny transcendentalne
prawodawczego władztwa rozumu nad wolą, która staje się tym samym wolą
konstytutywnie określającą dobro, wolą dobrą) zostaje dokonane transcedentalne
uprawomocnienie filozofii praktycznej jako nauki. Zasadą rzeczywistości tej
nauki jest to, iż powołana jest ona do faktycznego sprawowania władzy
normatywnej i estymatywnej nad działaniem ze względu na powinność (obowiązek),
któremu odpowiada ustanowiona idea jego telos - dobro (obowiązek
czynienia dobrze); rozumne działanie dla dobra pozostaje jednak tylko
analogią do rozumnego poznawania dla prawdy. Ten pozorny niedostatek zostaje
wykorzystany właśnie w ten sposób, iż ustanawia się wyższość rozumu
praktycznego, który jest władzą realną, gdyż każdorazowo legitymizuje się w
rzeczywistym sprawianiu bądź chybieniu dobra.
Transcendentalne umocowanie filozofii praktycznej jako
takiej, dokonane w jej źródłowym określeniu, jest obowiązujące w ogóle dla całej
tradycji klasycznej filozofii moralnej i politycznej, a nie stanowi jedynie
jakiejś „interpretacji Kantowskiej” ani tym bardziej dzieła Kanta. Kant po
prostu ujął w doskonalsze pojęcia to, co stanowi rzeczywistość rozumu
praktycznego i co być może obowiązywało już, zanim w ogóle określony został
przez Sokratesa formalny obowiązek cnoty (dobro jako cel życia wewnętrznego) i
sprawiedliwości (dobro jako cel postępowania).
Właśnie cnota jako podwójna zasada regulatywna: dla jaźni,
jako ustanawiającej władztwo rozumu nad swą wolą, i dla jej negatywności - jako
zasada kwalifikująca jej sprawstwo w rzeczywistości przedmiotowej jako zgodne z
celem ostatecznym (dobrem), stanowi centralny moment transcendentalny praktyki
dyskursywnej klasycznej moralistyki. Jako że moment formalny cnoty ujęty jest w
etyce klasycznej w pojęciu sprawiedliwości (każda cnota jest przejawem
sprawiedliwości, a cnota w ogóle jest sprawiedliwością w ogóle), a z kolei
sprawiedliwość określana jest jako cnota (w ogóle) lub jedna z cnót, regulatywne
i transcendentalizujące pojęcie sprawiedliwości omówimy łącznie z pojęciem
cnoty.
Cnota w znaczeniu moralnym to:
1. Doskonałość jaźni myślącej i stanowiącej rozumnie
(suwerennie) o swym sprawstwie, a więc o postępowaniu (swego) człowieka. Jest to
cnota jako regulatywna idea życia wewnętrznego, pod względem kategorialnym
określana nie substancjalnie, lecz formalnie: mianowicie jako harmonia władz
podmiotu ze względu na jedność jego celu. Granicą rzeczywistości cnoty w tym
pojęciu jest granica immanencji podmiotu moralnego, którą etyka klasyczna
formułuje w pojęciu electio bądź w pojęciu decyzji jako
ostatniego aktu podmiotowego, bezpośrednio przenoszącego się na sprawstwo poza
„granicą” immanencji, czyli w negatywności podmiotu moralnego - w
„rzeczywistości moralnej”.
2. Korelatem immanentnego (subiektywnego) pojęcia cnoty,
nadającym temu pojęciu rzeczywistość, jest obiektywne pojęcie cnoty jako
realnej zdolności do sprawiania dobra. Ma ono dwie odmiany. Po pierwsze, jest
ogólnym obiektywnym korelatem subiektywnego pojęcia cnoty i znamionuje realną
władzę czynienia dobrze w ogóle; jest to obiektywna cnota integralna - mędrca,
rycerza cnoty, męża sprawiedliwego - służąca za ideę regulatywną (ideał) w
modus rzeczywistym, czyli podawana w formie wyidealizowanego wzorca
osobowego, nawet łączonego z określoną osobą o absolutnym autorytecie moralnym
(na przykład świętego). W tym znaczeniu określa się też cnotę jako
sprawiedliwość (na przykład we wspomnianym określeniu „mąż sprawiedliwy”). Po
drugie, obiektywne pojęcie cnoty odnosi się do aspektowych, szczegółowych
przejawów cnoty w znaczeniu ogólnym. Wtedy cnota oznacza rzeczywistą zdolność
do słusznego postępowania w jakiejś dziedzinie, a więc ze względu na takie czy
inne szczegółowe władze działania, bądź ze względu na różne rodzaje dóbr,
których działanie może dotyczyć. Ta „rzeczywista zdolność" jest żywą, realną
potencjalnością, czyli wychowanym nawykiem.
W znaczeniu pochodnym określa się też mianem cnoty samą
skłonność do stawania się lepszym, do wychowania w sobie szczegółowych cnót
obiektywnych i cnoty obiektywnej w ogóle, jak również ogólne podporządkowanie
swego życia principium rozumowemu, a więc cnocie subiektywnej. Inaczej
mówiąc, dążenie do cnoty lub cnót, samo życie kierowane ideałami nazywa się
czasami cnotą.
3. Cnota obiektywna, prezentowana jako ideał cnoty, uzyskuje
samodzielny i odrębny sens z punktu widzenia władzy sądzenia, a więc jako
przedmiot upodobania i miłości. Cnota nie przejawia się tu więc jako obowiązek,
lecz jako dobro budzące upodobanie. W odmianie ogólnej obiektywna cnota jest
afirmowana jako piękno moralne i metafizyczne świętości, natomiast obiektywna
cnota szczegółowa afirmowana jest jako piękno charakteru i wynikających z niego
czynów.
Cnota w znaczeniu subiektywnym jest określona czysto
formalnie, a mianowicie teleologicznie; jest doskonałością (celem) życia
rozumnego. Uznanie cnoty jest transcendentalnie konieczne jako warunek
możliwości uznania jaźni żywej (działającej) za rozumną; rozumność bowiem
nakazuje określenie jej ze względu na cel. Cel ten nazywa się cnotą.
Cnota w znaczeniu obiektywnym również określona jest
formalnie, choć jest to trudniejsze do zauważenia. Można by bowiem sądzić, iż
określenie „realna władza czynienia dobrze” ustanawia coś materialnie
rzeczywistego. Tymczasem to ustanowienie nie przekracza granicy potencjalności,
a więc czegoś formalnego. W pojęciu cnoty jako wychowanej dyspozycji do dobrego
działania w jakiejś dziedzinie ustanawiania się coś formalnego (mianowicie
dyspozycje jako logiczne konieczne prioprium swego urzeczywistnienia:
skoro coś jest, to musiało być wcześniej możliwe) - czymś rzeczywistym (skoro
coś zaszło, to możliwość tego okazuje się czymś rzeczywistym). Jest to wszakże
tylko formalne ustanowienie; cnota w znaczeniu subiektywnym jest tylko
formalnym, transcendentalnym postulatem, warunkiem możliwości uznawania czynów
za dobre nie tylko jako przypadkowo dobre, lecz ze względu na dobroć sprawcy; to
dobro właśnie jest określane jako cnota.
Sublimując w ideał, cnota obiektywna jest formalnym
określeniem teleologicznym, a dokładniej znowu wzorcem postępowania lub ogólną
ideą regulatywną jako „sztandar cnoty”. Nie ma w nim żadnej innej treści niż
postulowana, niż ta, która legitymuje się sama sobą, sama przez się stanowiąc
rękojmię swego obowiązywania jako ideał. Tym bardziej ta samolegitymizacja
dotyczy zestetyzowanego ideału cnoty jako przedmiotu upodobania.
W każdym znaczeniu ważność cnoty jest ustanowiona
transcendentalnie: teleologicznie, postulatywnie, jako ideał, idea regulatywna
lub jako wzór, a rzeczywistość cnoty nie wykracza poza transcendentalną
gwarancję prawomocności. Oznacza to, że władztwo normatywne i estymatywne rozumu
praktycznego nad postępowaniem jest samozwańcze. W istocie jest ono bowiem
postulatywne i konstytutywne (rozum praktyczny ustanawia moralność jako
dziedzinę tego, co obowiązujące). Tymczasem absolutność obowiązywania tego, co
istnieje na sposób obowiązywania: powinności konkretnej i normy ogólnej, choć
niepodważalna i nie poddająca się kwestionowaniu poprzez pytanie „dlaczego
moralność w ogóle obowiązuje?”, domaga się przecież umocowania absolutnego.
Konstytutywna moc rozumu praktycznego, działającego jako umysł filozoficzny
określający transcendentalne pojęcia cnoty i obowiązku, jednak z całą
oczywistością nie jest instancją absolutną. Dlatego też moralność i rozum
moralność stanowiący nie może się obyć bez zasady absolutnej porządku moralnego,
czyli bez określenia obowiązku jako prawa Bożego. Niestety, ustanawianie
rzeczywistości Boga jest kolejnym aktem konstytutywnym rozumu praktycznego,
postulatem określającym transcendentalny warunek wszelkiej sensowności i
dorzeczności roszczeń bytu ludzkiego w ogóle (roszczeń do ważnego poznania i
sensowności życia w ogóle). Rozum praktyczny może więc jedynie udawać przed
sobą, że nie jest jedynym źródłem moralności, lecz obowiązek pochodzi od
instancji względem niego transcendentnej. To raczej ludzka wola jako powszechnie
prawodawcza sama określa się jako dobra, a nie, jak to postuluje Kant: wola, o
ile jest dobra, jest powszechnie prawodawcza. Paradoks ten tkwi u podstaw
filozoficznej wolty Schopenhauera i Nietzschego.
Cnota subiektywna określa obowiązek człowieka wobec własnego
jestestwa: stawaj się możliwie najlepszym, odpowiednio do swej natury. Jako
obowiązek obiektywny, obowiązek czynienia tego, co dobre, i stawania się kimś,
kto dobrze czyni, obiektywna cnota bywa określana mianem sprawiedliwości.
Sprawiedliwość oznacza bowiem należytość, czysto formalną zgodność stanu rzeczy
z tym, co powinne.
Jako modus pojęcia cnoty, sprawiedliwość przybiera
znaczenie zasady syntezy szczegółowych cnót obiektywnych, zasady ogólnego
podporządkowania jestestwa wyposażonego w cnoty - dobru (czynieniu dobra).
Dlatego określa się sprawiedliwość jako węzeł cnót bądź cnotę cnót, czyli
principium ogólne (imperatyw) czynienia dobrze. Ta sama formalna zasada,
przedstawiona jako coś rzeczywistego - jako rzeczywista dyspozycja podmiotu do
czynienia dobrze, bywa też określana jako miłość (caritas) bądź dobra
wola.
Formalne określenie sprawiedliwości jako należytości
przejawia się we wszystkich określeniach cnót, wszystkie bowiem cnoty są
momentami ogólnej cnoty obiektywnej - sprawiedliwości. Aprioryczny formalizm,
postulatywność określeń cnót jest aż nadto widoczna. Formalizm ten polega w
każdym przypadku na dialektycznym stosunku, jaki zachodzi pomiędzy najlepszością
(superlatywnością) tego, co należyte, a „zaledwie” akuratnością, odpowiedniością
co do miary tego, co najlepsze i należyte. Dobro jako należytość określa się
więc wedle dwóch principiów formalnych: najlepszości jako największej
miary dobra i akuratności jako właściwej miary dobra. Współzależność
dialektyczną tych principiów widzimy wyraźnie w słowie „optymalny”, które
znaczy „najlepszy”, lecz bywa też pospolicie rozumiane jako „odpowiedni,
dopasowany, najlepiej dobrany, najlepszy co do miary”.
Zwróćmy uwagę na formalizm pojęcia sprawiedliwości w
znaczeniu cnoty szczegółowej. Polega ona na realnej dyspozycji do oddawania
każdemu tego, co mu się słusznie należy. „Słusznie” nie znaczy nic innego niż
„sprawiedliwie”. Być sprawiedliwym więc to umieć być sprawiedliwym w odniesieniu
do dystrybucji i wymiany dóbr, czyli umieć czynić w tej dziedzinie to, co
najlepsze - co polega w tym wypadku na znajdowaniu właściwej miary (miary
udzielanych dóbr). Na przykład hojny jest ten, kto jest doskonały, najlepszy w
dawaniu, czyli rozdaje tyle, ile trzeba - ani mniej, ani więcej. Tym samym
hojność jest postacią sprawiedliwości. Określenia te są tak bardzo formalne i
postulatywne, że właściwie sprowadzają się do apriorycznej zasady, iż udzielanie
dóbr może być lepsze lub gorsze, a więc należy uznać, że istnieje też jego
postać najdoskonalsza; tę nazywa się sprawiedliwością. Skrajny formalizm
klasycznego pojęcia sprawiedliwości odbiera mu nawet wartość kryteriologiczną, z
wyjątkiem jednego momentu formalnego, który miewa jakieś materialne
odzwierciedlenie. Jest to moment wyrównania, stanowiący o tym, że pewnym
modelowym przypadkiem sprawiedliwości jest równy podział dóbr pomiędzy tych,
którzy są równi, to znaczy zasługują na równe traktowanie. Jest to jednak bardzo
mało płodne kryterium, gdyż przenosi tylko trudność bycia sprawiedliwym na
określenie, kto i dlaczego miałby zasługiwać na równe traktowanie z kimś innym.
Mimo to przyjęło się zazwyczaj nie rozważać prawomocności równego traktowania
ludzi w określonym wypadku i stąd kryterium równości (a raczej zrównywania)
faktycznie odgrywa rolę surogatu sprawiedliwości, na ogół wielce wątpliwego.
Dlaczego ściśle formalne określenie cnót, w tym
sprawiedliwości, może w ogóle się utrzymać? Dlatego, że im bardziej określenie
jest formalne, tym bardziej apeluje do czegoś materialnie rzeczywistego jako
swej negatywności. W danym przypadku tą materialną rzeczywistością jest
niezastępowalny przez żadne kryteria i procedury dyskursywne kunszt bycia
sprawiedliwym, realna podmiotowa władza czynienia dobrze. Formalizm
sprawiedliwości możliwy jest tylko dzięki nieustannemu wskazywaniu, że cnota
jest czymś realnym, rzeczywistą umiejętnością czynienia dobrze, niezastępowalną
przez proceduralną wiedzę o tym, jak należy się zachowywać w poszczególnych,
abstrakcyjnie wyróżnionych typach przypadków. Powiada się więc na przykład, że
sędziemu nie wystarczy znajomość kodeksu, lecz że musi mieć „wyczucie
sprawiedliwości”. W takich powiedzeniach formalne określenia, jakim jest
przykładowo pojęcie sprawiedliwości, nabierają pozoru ważności rzeczy samej w
sobie, gdy tymczasem są to konstytutywne dla moralności i prawa określenia
formalne, czyli określenia transcendentalne, o typowej strukturze postulatywnej
- apelu do rozstrzygającej instancji rzeczy samej.
Czysto formalny charakter ma też określenie cnoty
roztropności, która oznacza umiejętność kierowania się rozumem w postępowaniu,
ogólną wolitywno-intelektualną sprawność podmiotu moralnego. Podobnie jest w
przypadku cnoty umiarkowania, której sama już nazwa określa moment formalny
najlepszości jako umiejętności zachowania właściwej miary, mianowicie umiaru w
czerpaniu przyjemności.
Będąc postulatywnym, formalnym określeniem realnej zdolności
właściwej miary w postępowaniu, w klasycznej aretologii, każda cnota ma
przyporządkowane sobie dwie wady naruszenia właściwej miary: wadę niedomiaru i
nadmiaru. Nic tak dobitnie i sentencjonalnie nie wyraża formalizmu pojęcia cnoty
jak określenie, że cnota jest zawsze „właściwym środkiem” pomiędzy dwiema
wadami.
Etyczne pojęcie sprawiedliwości wyznacza jej pojęcie
polityczne. Dokonuje się to za pośrednictwem wspomnianej już idei wyrównania. W
dyskursie politycznym obowiązuje założenie, iż rzeczywista zasługa podmiotów
politycznych, w szczególności obywateli, uprawniająca ich do proporcjonalnego
udziału w podziale dóbr, nie jest znana, a dokładniej, że nikt nie jest
upoważniony do tego, aby ją autorytatywnie określać. W konsekwencji
proporcjonalny udział zostaje negatywnie zastąpiony przez równy udział, jako
surogat sprawiedliwości w warunkach niewiedzy o tym, co się komu rzeczywiście
należy. Pozytywną podstawą politycznej reguły zrównywania podmiotów jest
zazwyczaj formalne określenie podmiotów politycznych, w szczególności zaś
obywateli, jako równych - na podstawie równości łączącego ich wszystkich
człowieczeństwa oraz jednolitego aktu politycznego nadania wszystkim podmiotom
(obywatelom) jednakowego (a więc równego) statusu podmiotów politycznych danego
państwa (równość konstytucyjna).
Sprawiedliwość jako równość ma charakter czysto formalny, a
jednak, mimo to, postrzegana jest przez ogół ludzi jako pozytywne określenie.
Oznacza ona bowiem, w wymiarze prawnym: po pierwsze, gwarancję równych uprawnień
politycznych (co bywa z przyczyn psychologicznych pojmowane na podobieństwo
jakiegoś przywileju), a po drugie, niedyskryminacyjność prawa.
Polityczne utożsamienie sprawiedliwości z równością
konstytuowało się etapami. Najpierw oznaczało „równość wobec prawa”, co w
zasadzie jest znów czysto formalnym określeniem, stanowiącym, że prawo stosuje
się do wszystkich, którzy mu podlegają, a więc że panuje praworządność.
Społeczny sens równości wobec prawa jest jednak inny i polega właśnie na
niedyskryminacyjności prawa. Na przykład wobec prawa, że głosować w wyborach
parlamentarnych wolno tylko mężczyznom, wszyscy są równi, gdyż wszystkich -
kobiety i mężczyzn - tak samo obowiązuje warunek „jeśli jesteś kobietą - nie
masz prawa głosu”, natomiast jest to prawo dyskryminacyjne. Jest takie dlatego -
jak głosi klasyczne uzasadnienie polityczne - że jest niesprawiedliwe, aby
między kobietami a mężczyznami była nierówność praw politycznych.
Niesprawiedliwe jest to dlatego, że różnice między kobietami a mężczyznami i
różnice ich funkcji społecznych nie stanowią ani o tym, że kobiety są mniej
kompetentne do podejmowania decyzji politycznych, ani o tym, że skład parlamentu
nie jest ich sprawą. Podstawą równości jest tu więc okoliczność materialna -
równorzędność kompetencji i interesu politycznego. W kolejnym kroku, który
nowoczesne społeczeństwa uczyniły całkiem niedawno, sprawiedliwość jako równość
zaczęła oznaczać dodatkowo równość szans życiowych dzieci i młodzieży. Tutaj
podstawą równości (a chodzi głównie o dostęp do edukacji) ma być negatywna
równość braku jakichkolwiek zasług każdego człowieka młodego, które mogłyby
stanowić pozytywną podstawę jakiejś formy uprzywilejowania.
Nowoczesny dyskurs sprawiedliwości społecznej pokazuje jak
silna jest tendencja, aby formalne pojęcie sprawiedliwości wypełnić jakąś
materialną treścią. Wszelako z zasady sprawiedliwości „oddawaj każdemu to, co
się mu należy” nie wynika żadne materialne wskazanie, gdyż postulat
sprawiedliwości jest transcendentalnie konstytutywny dla moralności i prawa i
jako taki uchyla ważność pytania „dlaczego komukolwiek miałoby się cokolwiek
słusznie należeć?”, a tym bardziej nie sugeruje żadnej odpowiedzi na to pytanie.
Dlatego też polityczna forma sprawiedliwości (równość jako bezstronność i
niedyskryminacyjność) ma podstawę pragmatyczno-kontraktualną - jako reguła,
której łamanie grozi wybuchem przemocy - a nie moralną. Transcendentalnie
konstytutywny dla moralności imperatyw sprawiedliwości (postępuj sprawiedliwie!)
na gruncie polityki jest tylko instrumentem perswazji w walce grup o przywileje,
gdyż nie ma żadnej spekulatywnej drogi prowadzącej od tego imperatywu do
jakichkolwiek określeń materialnych (któż mógłby empirycznie wykazać faktyczną
równość kompetencji politycznych obu płci?). W ostatecznym rozrachunku
polityczna idea sprawiedliwości służy przede wszystkim uzyskiwaniu przywilejów
(władzy) przez tych, którzy opierają swe roszczenie do władzy i mandatu
demokratycznego na obiecywaniu, a następnie egzekwowaniu formalistycznego
egalitaryzmu jako pierwszej reguły politycznej. Grupą tą jest partia socjalnej
demokracji, partia przymusu zrównania - sprawiedliwości społecznej.
Zarówno etyka, jak i filozofia polityczna, szczególnie
wówczas, gdy wchodzą w sferę bytu publicznego, do czego zresztą same siebie z
definicji powołują, na każdym kroku korzystają z dialektycznego stosunku
formalnej istoty swych określeń - definicji, norm i postulatów - i materialnej
konkretności swych zastosowań - w dziedzinie realnego działania i konkretnego
stanowienia prawa pozytywnego. Rzekome pierwszeństwo instancji „rzeczy samej” -
rzeczywistych czynów i praktyki politycznej w stosunku do samej teorii etycznej
- w istocie ma legitymizować tęże w jej absolutnych roszczeniach
deontologicznych. Odbywa się to mianowicie w ten sposób, że podstawowe instancje
określone jako czysto praktyczne, przynależne całkowicie do porządku realnego
czynu, są proklamowane przez samą etykę i politykę i w nich opracowane jako
teoretyczne pojęcia. A pojęcia te jako takie są formalne. Wzajemne odsyłanie do
siebie teorii etycznej (scil. politycznej) i władz praktycznych
konstytuuje dialektyczny stosunek wzajemnego uprawomocniania, jaki zachodzi
pomiędzy filozofią praktyczną a cywilizowaną, pretendującą do światłości i
prawości praktyką etyczną i polityczną. Etyka odwołuje się nieustannie do zasady
pierwszeństwa porządku realnego (prawdziwie godziwe działanie wymaga nie tylko
intelektualnej kultury etycznej, ale dobrej woli, cnoty, sumienia, recta
ratio), natomiast światli ludzie i politycy korzystają na co dzień z
formalnych pojęć etycznych, takich jak sprawiedliwość czy obowiązek. Stosowane
tu pojęcia instancji ściśle realnej, praktycznej „rzeczy samej”, to przede
wszystkim wspomniane właśnie sumienie (jako realna władza stosowania się do norm
w konkretnym działaniu), dobra wola (ogólne usposobienie do czynienia dobrze i
postępowania zgodnie z obowiązkiem) i prawość (jako współcześnie najbardziej
nośne określenie cnoty w znaczeniu integralnym).
W użyciu są też jednak i inne pojęcia, szczególnie na gruncie
dyskursu politycznego, w którym siłą rzeczy pierwiastek czysto
teoretyczny mocniej się zaznacza. Najważniejsze jest pojęcie demokracji, które
ma w teorii pierwotnie sens formalny i obejmuje kilka określeń stosunków
formalnych, takich jak rozstrzyganie sporów w drodze jawnej debaty publicznej z
zachowaniem równych szans dla stron konfliktu czy też równościowa procedura
wyłaniania władzy i w ogóle pojęcie władzy jako delegacji i reprezentacji.
Wtórnie jednak demokracja służy jako kryteriologiczne pojęcie
wartościujące i kwalifikujące rzeczywistość polityczną, stosując
się do faktycznych stosunków panujących w danej wspólnocie, a nie do jej
deklaratywnych praw. Z drugiej strony, w życiu publicznym pojęcie demokracji
służy zazwyczaj jako hasło przywołujące teorię polityczną legitymizującą pewien
typu stosunków politycznych lub określaniu rangi pewnych przywilejów i uprawnień
jako właśnie demokratycznych, tzn. koniecznych dla zachowania ustroju
demokratycznego (na przykład ochrona praw mniejszości czy powszechny dostęp do
edukacji).
Innym pojęciem politycznym o jawnie formalnej istocie, a
zarazem używanym z intencją ekspozycji nadrzędności politycznej praxis,
jest pojęcie wolności. Wolność, formalnie określona jako regulatywna idea
samowładztwa istoty rozumn
|