Jan Hartman
Jan Hartman
Powstanie i kres idei własności
W słynnym swym artykule ze Studiów filozoficznych
„Uwagi o pojęciu własności” Leszek Balcerowicz przeprowadza skrupulatną analizę
rozmaitych form własności, ujmując je z punktu widzenia prawnego i
„socjologicznego”, czyli zestawiając formalne tytuły i zakresy rozporządzania
dobrami z rzeczywistością społeczną, w której faktyczna władza decyzyjna,
rozporządzająca majątkiem formalnie kolektywnym bądź wręcz narodowym
(państwowym), może być skoncentrowana w niewielu rękach biurokratów. Balcerowicz
charakteryzuje w oryginalny sposób rozmaite formy własności – poczynając od
cywilnoprawnej własności osobistej, poprzez własność spółdzielczą, akcyjną, aż
po własność kolektywną wewnątrzkrajową i ogólnokrajową, czyli państwową.
Otrzymaliśmy nie tylko wygodny schemat konceptualizujący problematykę własności
w mieszanych terminach socjologicznych, ekonomicznych i prawnych (a więc w
sposób najbardziej naturalny i przydatny, zważywszy zachodzenie na siebie
rozmaitych kontekstów, w jakich mówimy na co dzień o własności), lecz również
lekko zakamuflowaną wprawdzie, lecz wymowną krytykę własności państwowej w roli
podstawowej formy dysponowania dobrami, a więc krytykę socjalizmu. Oto w 1986
roku w Polsce dezawuuje się kryptooligarchiczny charakter ustroju
socjalistycznego, a rok później rozpoczyna się pierwsze reformy. Po kolejnych
dwóch latach ster reform przejmuje właśnie ten, kto na publiczną krytykę się
odważył. Tak to historia poczyna się w czasopiśmie filozoficznym...
Analiza Leszka Balcerowicza nie jest wszelako filozoficzna.
Zawiera bodaj jedną tylko uwagę natury czysto spekulatywnej. Otóż autor
proponując (na s. 107) niezbyt zresztą precyzyjny podział działań związanych z
własnością na fizyczne (np. zużywanie posiadanej rzeczy) i decyzyjne (np.
sprzedaż), jako przykład działania fizycznego podaje „posiadanie – rozumiane
jako uniemożliwienie innym użytkowania danego przedmiotu bez zgody posiadacza”.
Wprawdzie nie nazwałbym takiego „zamknięcia na klucz” działaniem fizycznym (gdyż
jego aspekt symboliczny jest tu ważniejszy), lecz z pewnością dostrzeżono w
zacytowanym określeniu negatywny wymiar posiadania, fundamentalny dla
genezy i istoty własności. W ekonomii i prawie występuje on zresztą w samej
definicji posiadania, które uważa się, jak przypomina L. Balcerowicz, za
stosunek do „dóbr niewystarczających”, czyli deficytowych (faraonowie pobierali
podatek od powietrza, podobnie jak współcześni zakopiańczycy, więc nie jest to
być może definicja bezsporna). Negatywny wymiar własności jest wszelako o wiele
jeszcze głębszy, sięgając samego źródłowego aktu zawłaszczenia. Od niego
rozpocznę analizę pojęciową, którą chciałbym potraktować jako filozoficzne
uzupełnienie analizy Leszka Balcerowicza.
1. Negatywna istota pierwotnego uwłaszczenia i posiadania
Kto nic nie posiada, ma jeszcze samego siebie. Sobą jedynie
rozporządza, lecz jeśli tylko w zasięgu jego manipulacji znajdzie się jakaś
swobodna (niczyja) rzecz, może ją przetrzymać, użyć lub zużyć. W manipulacji tej
dochodzi do „przeciągnięcia” owej rzeczy „na swoją stronę”, czyli powiązania jej
z własnym ciałem i całokształtem swych praktycznych zamiarów i czynności.
Granica między cielesną istotą rozumną a światem zewnętrznym przesuwa się w ten
sposób poza jej własne ciało, obejmując pewną rzecz, która tym samym zostaje
wyłączona z powszechnego użytku, a raczej z neutralnej „niczyjości”. Inni
zostają pozbawieni możliwości jej użytkowania, ale również sama ta rzecz zmienia
swój status. Będąc „po stronie” swego właściciela nie należy już do „naturalnej
ogólności świata”, do świata niczyjego. Przywłaszczenie rzeczy wyznacza tym
samym nowy aspekt etyczno-ontologiczny natury: zostaje ona podzielona na moje i
nie-moje. Co więcej, podział ten rodzi się w subiektywności poszczególnych osób
zawłaszczających rzeczy i użytkujących je, a więc z punktu widzenia każdej z
nich jest realnie innym i unikalnym podziałem. Dopiero wzajemny respekt
ludzi dla ich stanów posiadania wytwarza obiektywny rozkład własności,
sprawiając, że ponad dychotomią moje – nie-moje powstaje (i staje się warunkiem
możliwości utrzymania się tej pierwszej, prymitywnej dychotomii) dychotomia
ontyczno-etyczna „czyjeś – niczyje”.
Abstrakcyjny „ktoś” (podmiot czyjegoś mienia)
konstytuuje się w pojęciu społecznym jako właściciel, a jego stosunek do
owej zastrzeżonej dla niego i bliskiej mu rzeczy nazywa się posiadaniem;
sama zaś owa rzecz własnością. Warto zauważyć, że w języku łacińskim, za
nim po francusku, po niemiecku, angielsku, a także po polsku jednym słowem
„własność” oznacza się rzecz posiadaną oraz to, co wewnętrznie przynależy rzeczy
jako jej cecha: proprietas, proprium, własność.
Jak widać, podłożem logicznym dla stosunku posiadania i jego
społecznych derywatów jest opozycja wewnętrzne – zewnętrzne, pierwotnie
uświadamiana sobie przez człowieka w odniesieniu do jego ciała i osobowej
immanencji, których zewnętrzną stroną, czyli negatywnością, jest świat rzeczy i
innych osób. Zawłaszczające manipulowanie rzeczami i czynienie ich swoją
własnością stanowi jeden z czynników konstytuowania się zbiorowości. Konstytuuje
się tutaj ona mianowicie jako system wzajemnych wykluczeń i podział świata
rzeczowego (co moje, to nie twoje) oraz jako system wzajemnego uznawania swych
praw własności (szanuję twoją własność i oczekuję, że ty uszanujesz moją).
Świadomość siebie jako właściciela jest nieodłączna od
świadomości siebie jako istoty działającej i wykorzystującej narzędzia,
kierującej swym ciałem i panującej fizycznie nad innymi ciałami. Posiadanie
bowiem, choć samo w sobie jest abstrakcją, manifestuje się fizycznie i zostaje
poświadczone przez realne użytkowanie (dlatego mienie porzucone przestaje być
własnością). Własność realnie określa się więc poprzez fizyczne panowanie. W
jego obrębie znajdują się i rzeczy, i osoby, tj. członkowie rodziny i inne osoby
zależne, w tym przede wszystkim jeńcy i niewolnicy. Stosunek posiadania wedle
swego pojęcia nie wyklucza bowiem, aby posiadaną rzeczą był inny człowiek. I
człowiek przecież może zostać, zawłaszczony, zniewolony i zrównany z rzeczą, a
to przez siłę i wolę innego człowieka.
Cielesno-osobowy charakter posiadania oraz jego pierwotne
rozciąganie się na osoby, które się „ma” w wielorakim sensie – od emocjonalnego
i praktycznego współbytowania w więzi rodzinnej, po brutalne posiadanie osoby
jako niewolnika – sprawia, że ciągłość stadła domowego: ciągłość relacji krwi i
ciągłość osobistego użytkowania rzeczy rozszerza posiadanie poza granice życia
właściciela, a to w tym znaczeniu, że po zmarłym dziedziczy najsilniejszy żyjący
członek wspólnoty domowej, czyli z reguły najstarszy syn. Posiadanie jest bowiem
nie tylko stosunkiem osób do rzeczy, ale stosunkiem ciała do innych ciał –
nieożywionych i ożywionych. Dziedzic ciała właściciela, czyli jego potomek staje
się naturalnym dziedzicem jego własności jako przyobleczenia i uzupełnienia
ciała. Włócznia, domostwo, zwierzęta i słudzy ojca stają się udziałem syna.
Własność, będąca pierwotnie cielesną (fizyczną) władzą nad
przedmiotem lub osobą, na zawsze związana została z panowaniem. O własności
mówimy „nie dotykaj, to moje!”. Oznacza to: ja panuję nad tą rzeczą, a twoja
fizyczna ingerencja może panowanie to podać w wątpliwość. Panowaniem jest już
pierwotna manipulacja podjętym z natury przedmiotem, jest nim też zdolność do
fizycznej obrony swej własności przez rabunkiem, jest nim wreszcie prawne
zagrożenie sankcją każdego, kto nastawałby na moje prawa jako właściciela. Spór
o własność, zabór cudzego mienia oraz fizyczne zabezpieczanie go (ogradzanie,
zamykanie) – to wszystko są niezbędne na dłuższą metę ekspresje prawa własności,
przypominające o jego agonistycznej, negatywnej istocie oraz o jego związku z
przemocą. Właśnie z uwagi na nią Rousseau oraz wielu po nim uważało, iż
warunkiem pokoju społecznego jest zniesienie własności w ogóle. Czy jednak bez
własności, tak silnie konstytuującej nasze człowieczeństwo, jako forma
wzajemnego uznawania się, potrafilibyśmy swoje człowieczeństwo zachować?
Nienaruszalność własności okazuje się przedłużeniem osobistej
nietykalności i nienaruszalności domowego ogniska (miru domowego). Własność ma
bowiem za swój wzorzec samoposiadanie istoty cielesnej władającej swym ciałem,
następnie władającej tym, w co ciało to przyoblekła i tym, co wzięła do ręki, a
także władającej innym ciałem, które uczyniła sobie powolnym, czy to przez
przemoc, czy to w posiadaniu seksualnym. I tak jak ciało musi być bronione, gdyż
zawsze jest zagrożone, broniona musi być i własność. Nie ma własności bez
zagrożenia jej utratą. Genealogia własności poucza, że nie ma własności bez
pierwiastka negacji.
2. Własność jako zabezpieczenie trwania osoby i wspólnoty
(w stronę własności upolitycznionej)
Tak przedstawia się prymitywne, pierwotne ukształtowanie
własności. Z tym stanem źródłowym i naturalnym mamy wciąż do czynienia jako
głęboko ukrytą sprężyną naszych stosunków własnościowych i towarzyszących im
roszczeń oraz związanego z kształtowaniem i dystrybucją dóbr poczuciem
sprawiedliwości. Nasza własność nie jest już wszelako tylko użytkowaniem tego,
co mniej czy bardziej pokojowo zostało przyswojone lub zawłaszczone, za pomocą
naszych sił cielesnych. W rozwiniętym społeczeństwie większość z nas dysponuje
własnością uformowaną w kształt mienia (majątku), czyli trwałą, wycenioną i
zdefiniowaną prawnie. Co więcej nasze mienie zaangażowane jest nie tylko w
system potrzeb i wymiany, ale również w pewien powszechny system rzeczowy, w
powszechny majątek społeczny, którego jest zawsze częścią. Posiadany przez nas
dom stoi przy publicznej drodze, posiadane przez nas urządzenia elektryczne mają
wartość tylko pod warunkiem dostępu do zasilania itd. Powszechny system pracy
(współpracy) i powszechny majątek stanowią kontekst rzeczowy naszej własności
osobistej, współokreślający jej wartość użytkową i ekonomiczną.
Wspólnota życia i pracy wytwarza więc pewną nadwyżkę w
stosunku do sumy majątków osobistych i właśnie stosunek tej nadwyżki do mienia
prywatnego oraz sposób rozporządzania składnikami majątku powszechnego stanowi
zasadniczy przedmiot sporu ustrojowego. Pojmowanie własności prywatnej jest
bowiem zależne od pojmowania własności publicznej i na odwrót – pojęcia te są
współzależne, czyli są dla siebie negatywnością. W każdym przypadku odróżnienia
mojego od publicznego zachodzi stosunek wyrażony w zdaniu „to, co
moje, nie jest publiczne, a co publiczne, nie jest moje”. Niemniej jednak
stosunek ten musi zostać zakwestionowany (zniesiony), gdyż mienie prywatne
częściowo jest bezużyteczne bez powiązania z mieniem publicznym, z kolei zaś
majątek powszechny wymaga, aby ktoś nim realnie zarządzał, a ponadto wielu jest
takich, którzy go używają. Zakwestionowanie to oznacza, że w pewnym sensie
prawdziwe okazuje się zdanie przeciwne, czyli: „to, co moje, należy do całości
majątku powszechnego, a co publiczne, należy także do mnie”. Interpretacja tych
dwóch przeciwstawnych powiedzeń: odrzucenie jednego z nich lub obu (jako
skrajności), albo też ich dialektyczne uzgodnienie ze sobą wyznaczają wszystkie
teoretyczne i polityczne możliwości w zakresie teorii własności.
Wielki system zbiorowego posiadania zabezpiecza wspólnotę
przed głodem i gwałtowną śmiercią. Jest warunkiem jej przetrwania, tak jak
warunkiem przetrwania każdej jednostki z osobna jest posiadanie żywności i
schronienia oraz pewnych utensyliów osobistych. Własność jest przeto sprawą
życia i śmierci. Oznacza to, że każdy system prawny definiujący stosunki
własnościowe musi brać pod uwagę to, że jeśli zbyt wąsko określi jeden ze
składników, czyli własność osobistą lub majątek powszechny (publiczny), zostanie
odrzucony przemocą przez tych, których życiu zagraża. Przetrwanie
(bezpieczeństwo) jest pierwszą wartością społeczną, a sprawiedliwość dopiero
następną; dlatego największą niesprawiedliwością jest zawsze brak
bezpieczeństwa. Tym samym, podobnie jak niezbędne dla pokojowego trwania
społeczności jest zachowanie nietykalności cielesnej jej członków, niezbędne
jest także zachowanie nienaruszalności jej własności. Jedno i drugie wszelako
jest stopniowalne i warunkowe, gdyż nietykalność osoby i nienaruszalność
własności są tylko pewnymi zasadami, krańcowymi pojęciami, podczas gdy realnie
zdarza się, że przemoc wobec osób i własności jest niezbędna (choćby dla obrony
życia, nietykalności i własności innych osób). Każde rozwiązanie ustrojowe musi
przeto bliżej określić, na czym polega nietykalność, a więc wolność osoby w
dysponowaniu swoim ciałem (osobą) i swym osobistym mieniem.
Wspólnota ludzka definiuje się od strony swej naturalnej
podstawy jako konkretny zbiór cielesnych istot zgromadzonych, wraz ze swym
mieniem, na określonym terytorium. Terytorium to powstaje jako system sąsiedztw
ziem zagospodarowanych przez poszczególnych właścicieli, dróg i ziem o
publicznym lub nieokreślonym jeszcze statusie. Proces, w którym definiuje się
własność w opozycji mienie osobiste – majątek powszechny, a zwłaszcza terytorium
moje – terytorium cudze (resp. publiczne) jest jednocześnie procesem, w którym
określa się pierwotna świadomość wolności. Bezpośrednie i wolne zaspokajanie
potrzeb przez lud koczowniczy oraz stosunki oparte na przemocy nie dają okazji
do wystąpienia wystarczająco jasno opozycji wyrażonej w określeniu „to mi wolno,
a tego mi nie wolno”. Ta opozycja jest zaś niezbędna dla powstania idei
wolności. Dopiero odgrodzenie własnego terytorium od cudzego i od terytorium
publicznego zjawiskowo (przestrzennie) wyraża wolność, a mianowicie jako
„przestrzeń wolności” – teren, na którym robię to, co chcę.
Własność wiąże się więc nieodłącznie – przez swą nietykalność
i terytorialność – z wolnością, ta zaś pierwotnie wyraża się zjawiskowo właśnie
jako swoboda wyłącznego manipulowania pewną rzeczą oraz swoboda działania w
pewnej przestrzeni. Jest to przestrzeń życia (dom) i zabezpieczania tego życia,
czyli przestrzeń gospodarowania (obejście i pole). Tu, gdzie poruszam się
swobodnie, gdzie jestem u siebie i gdzie pracuję, manipulując swymi przedmiotami
– oto moje włości. Zauważmy, że własność terytorialna nie jest już czysto
rzeczowa. Ogrodzone lub przynajmniej wyznaczone pole nie jest bowiem rzeczą i
kolejnym przedmiotem manipulacji lub fizycznej dominacji. Jest to już własność
częściowo abstrakcyjna, zdefiniowana przez system topograficzny i mierniczy i
swoiście „pusta” dopóty, dopóki wkład pracy nie wyciśnie z gruntu oczekiwanego
plonu. Można powiedzieć, że własność ziemska ma postać przestrzeni wolności, w
którą wpisana jest obietnica i nadzieja. Spełnienie tej obietnicy zależy od
wkładu pracy i przychylności sił wyższych, które kierują płodnością ziemi.
Właśnie ta potencjalność własności ziemskiej (która jest jeszcze niczym bez
pracy zmuszającej ziemię do zrodzenia plonu) odpowiada za typowo feudalne, a w
czasach nowożytnych propagowane jeszcze przez J. Locke’a (i do pewnego stopnia
wpływowe w ideologii politycznej po dziś dzień) wyobrażenie, iż prawo gospodarza
ziemi do nadwyżki plonu, przekraczającej jego potrzeby, jest ograniczone i
warunkowe, a zwłaszcza uwarunkowane potrzebami innych. Stoi za tym wyobrażeniem
mit o pierwotnej i absolutnej własności Boga. Wedle tego mitu, świat należy do
Boga, jako swego stwórcy, a własność ludzka jest tylko warunkowym użyczeniem jej
przez Boga człowiekowi, darem Bożym, służącym zaspokojeniu potrzeb, a nie
czczemu, bezproduktywnemu i biernemu posiadaniu jako takiemu. Teologiczny motyw
„użyczenia” oddziałuje bardzo szeroko. Również współcześnie religijni
konserwatyści i dziedziczący od nich wiele przekonań socjaliści (często już
niewierzący) uważają, iż każda własność jest z natury swej stanem społecznym,
będąc wpisana w całokształt społecznych relacji współpracy i zależności, a tym
samym jest względna i ograniczona, tak jak względne i ograniczonej jest
panowanie człowieka nad Ziemią, należącą ostatecznie do samego Boga (a z braku
Boga – do całej ludzkości).
Własność ziemska zabezpiecza byt, a nawet więcej – definiuje
byt człowieka jako jego otoczenie i własnoręcznie przekształcone środowisko. Jak
zwykli sądzić konserwatyści, nawet ci bardzo umiarkowani, jak Hegel, pojawienie
się własności ziemskiej, związanej z osiadłym rolnictwem jest początkiem
właściwej etyczności człowieka. Tu bowiem, na własnej ziemi, osadza się, jak na
fundamencie natury, kształtowanej przez pracę, ludzka rodzina, ród i naród. Tu
dopiero mogą dojść do głosu cele etyczne, wykraczające poza bezpośrednie
zaspokajanie potrzeb i popędów. Być może jest to prawda, choć trudno byłoby to
sprawdzić – sąd taki przyjmowany jest raczej z mocy sentymentu, czyli przez
wzgląd na jego moralną wzniosłość, a nie jako teza poznania. Tak czy inaczej,
terytorializacja własności jest krokiem w stronę jej bardziej abstrakcyjnego
rozumienia przez daną społeczność.
Kolejnym zaś krokiem w tym kierunku jest wytworzenie systemu
regularnej wymiany dóbr, zwłaszcza takiego, w którym walorem zapośredniczającym
wartość rzeczy jest pieniądz. Pieniądz, zauważmy, był pierwotnie jedynie
bezpośrednią reprezentacją (zastępnikiem) przedmiotu handlu (wymiany), wygodnym
zwłaszcza z racji ograniczeń w transporcie towarów. Dopiero z czasem stał się
czymś więcej niż rzeczą (kawałkiem złota o certyfikowanej wadze) zastępującą
inną rzecz, a stał się wymiennikiem symbolicznym, rządzącym wartościami
względnymi rzeczy, nie tylko w wymianie realnej, ale także w wymianie
hipotetycznej. Przez całe tysiąclecia, aż do wieku XVI wzbraniano się przez
uznaniem własności pieniądza za odrębny rodzaj własności, inny niż posiadanie
rzeczy (kawałków złota). Przyczyną, dla której Platon, Arystoteles, a za nimi
całe średniowiecze uważało pożyczkę na procent lub gromadzenie znacznych kwot
pieniężnych za nieuczciwe, było etyczne przywiązanie do cywilizowanej formy
własności, którą stanowi majątek ziemski, oraz słuszne poniekąd przeczucie, że
władza pieniądza i spekulacja kapitałowa może zdeprecjonować i zrelatywizować
etyczną wartość ziemi, zredukować ziemię i jej płodność do miary towaru na
sprzedaż. Dodajmy – zredukować razem z hegemonią społeczną i polityczną tych,
którzy ziemię posiadali. Mimo to, abstrakcyjna istota pieniądza doszła do głosu
w praktyce gospodarczej na długo przed tym, jak polityczni moraliści zdołali ją
zaakceptować. Trzeba wszelako przyznać, że na szerszą skalę stało się tak
dopiero wtedy, gdy zaczęto fałszować monety (kruszec i wagę), a wkrótce potem
uzupełniać je w obrocie papierami dłużnymi, a w końcu zastępować banknotami.
Abstrakcyjny status własności pieniężnej stał się aż nadto widoczny, gdy
pieniądze zaczęły mieć wartość wyłącznie umowno-symboliczną, zabezpieczoną
prawem i określoną w wymianie, a pieniądz jako rzecz okazał się kawałkiem
papieru lub taniego metalu.
Jako że pieniądz wkroczył do gospodarki znacznie później niż
instytucja własności ziemskiej, przeto własność ziemska była pierwotnym i
najważniejszym gospodarczym czynnikiem twórczym porządku społecznego. To uprawa
ziemi uczyniła człowieka istotą zadomowioną, wiążąc jej aspiracje życiowe i
wolność z samodzielnym gospodarowaniem i kultywowaniem takich form życia, które
sam rozpoznaje jako wartościowe, gdyż tradycyjne (o ile nie jest tylko
przesądem, że ludy koczownicze niezdolne są do tworzenia tradycji). A jednak ta
wolność gospodarowania i wolność świadomości etycznej nie jest jeszcze wolnością
polityczną, a starożytna własność ziemska sama przez się nie czyni nikogo wolnym
jako obywatela, jakkolwiek może go czynić obywatelem. Dlatego właśnie tak
charakterystyczną cechą państw starożytnych na Zachodzie jest zachowanie
prywatnej własności ziemskiej (i związanej z eksploatacją ziemi własnością
niewolników) jako constans w najrozmaitszych ustrojach politycznych,
nawet silnie autorytarnych. Czyniły one posiadacza obywatelem nie poprzez
relatywizowanie jego statusu jako właściciela (np. w myśl zasady, że cała ziemia
należy do monarchy), lecz poprzez nakładanie na niego obowiązków politycznych
(skądinąd czasami kosztownych) oraz obdarzenie go stosowną symboliczną
dystynkcją stanową. Najpełniej ta (pozorna) apolityczność własności dochodzi do
głosu w prawie rzymskim, gdzie jest ona niemal definicyjna dla sfery
„prywatnej”. Status obywatelski (publiczny) wydawał się być czymś
odrębnym od statusu materialnego (prywatnego). Pozór tej odrębności łatwo
wychodził na jaw, gdy o prawach politycznych decydował w końcu cenzus majątkowy.
Co do samej idei jednak, „prywatność” własności była i poniekąd pozostaje nadal
pewnym postulatem definicyjnym własności jako takiej, wszelako postulatem
negowanym politycznie w różnych epokach i na różne sposoby.
3. Własność a wolność: od poddaństwa do emancypacji
Apolityczny sens własności ulega zanegowaniu po raz pierwszy
wraz z powstaniem u schyłku imperium rzymskiego pierwocin zależności feudalnej,
rozwijającej się w ciągu długich stuleci średniowiecza w coraz doskonalszy
system prawno-polityczny, czyli w ustrój feudalny. Istotą tego systemu jest
względne upolitycznienie własności, polegające na zrównoważeniu dwóch czynników:
fizycznego czynnika bezpieczeństwa z moralnym czynnikiem lojalności. Militarny
system bezpieczeństwa i symboliczny system zwierzchności podbudowują stosunki
własnościowe, które stają się matrycą stosunków politycznych, w stopniu większym
niż w Grecji i Rzymie. W ustroju feudalnym ci, którzy własności ziemskiej
zagrażają, czyli silniejsi (posiadający więcej ziemi i ludzi pod swoją komendą),
wyrzekają się przemocy wobec słabszych oraz zapewniają ochronę ich włości za
cenę częściowego udzielenia im przez nich tych korzyści, jakie mieliby z zaboru
ich własności. Te korzyści to podatek (renta feudalna) oraz służba wojskowa.
Zależność wasala od seniora nosi więc znamiona zależności obywatela od państwa,
czyli znamiona polityczności, będąc jednak wciąż jeszcze zależnością prywatną.
Właśnie w tym wyraża się wspomniane względne upolitycznienie własności. Bycie
wasalem oznacza, że posiadanie ziemi i ludzi jest usytuowaniem w hierarchii
panowania, na której czele stoi cesarz i papież, a na spodzie znajduje się
najskromniej wyposażona w ziemię szlachta i rycerstwo. Właściciel, czyli
gospodarz zmienia się tutaj w pana, zależnego od innych panów – książąt i królów
– a jego własność jest bardziej funkcją polityczną niż posiadaniem prywatnego
mienia. Stany wyższe są więc w pewnej mierze obywatelskie, co znajduje
odzwierciedlenie w urzędniczej tytulaturze ziemskiej, stosowanej na przykład w
Polsce. Jednak dopiero modernizacja i emancypacja „stanu trzeciego” i w
konsekwencji całego „ludu” dokona ostatecznego kroku w stronę abstrakcji
„obywatelstwa”, odrywając status polityczny od posiadanej pozycji w systemie
stanów i korporacji.
Własność feudalna ma charakter abstrakcyjny, politycznie
zapośredniczony i ogólnie dwuznaczny. Jako panowanie jest bowiem zawsze
pośrednia i zależna, gdyż każdy pan ma pana nad sobą, a własność jest tylko
lennem, nadanym w akcie inwestytury. Co więcej, w pewnym sensie pan oderwany
jest od swych włości i nie jest ich prawdziwym gospodarzem. Stanowi to osobliwy
regres – upolityczniona własność sprawia, że pan jest wyalienowany z systemu
gospodarowania, będąc funkcjonariuszem politycznym, zabezpieczającym pokój przez
zagrożeniem, jakie płynąć by mogło ze strony takich jak on sam. Pan staje się
więc poniekąd „szlachetnym pasożytem”, którego godność zasadza się na nie
wykonywaniu żadnej pracy. W znacznie większej mierze niż sprawowanie urzędu
ziemskiego zajęciem pana jest awantura, wojaczka lub polowanie – być może
najbardziej wymowny przejaw regresu i alienacji klasy posiadaczy, „powracającej
do lasu”, a więc poniekąd do stanu przedrolniczego, koczowniczego.
Społeczny byt pana feudalnego naznaczony jest sprzecznością
innego jeszcze rodzaju. Otóż należy on wprawdzie do pewnej grupy, a mianowicie
do klasy panów, szlachty bądź arystokracji ziemskiej, a nawet, jak w Italii, do
przedsiębiorczego patrycjatu, ale jednocześnie nie należy do żadnego kolektywu.
Jego sytuacja określona jest bowiem wyłącznie przez miejsce w hierarchii i
urząd, a nie w przez wspólnotę. Jedyną wspólnotą, do jakiej należy pan, to
wspólnota wasali tego samego księcia. W istocie nie jest to jednak żadna
wspólnota, lecz związek parów, oparty na interesie, nie zaś na pospólnym
pędzeniu życia. Samotność i wyalienowanie pana symbolizuje warowny zamek na
górze – domostwo permanentnie zagrożone i wyłączone z otoczenia oraz z wszelkiej
wspólnoty. Średniowieczny zamek drastycznie oddala się swym charakterem i
funkcją od sielskiej willi rzymskiego patrycjusza, nie mówiąc już o tradycyjnym
ziemskim dworze. Jest warownią, zbrojownią i koszarami, a nie domem szczęśliwych
ludzi.
Dwa czynniki zadecydowały o trwałości feudalizmu. Oba
wynikają z dwuznacznego, prywatno-politycznego charakteru własności feudalnej i
całej feudalnej formacji ustrojowej. Pierwszym z tych czynników jest naturalna
zachowawczość, wynikająca z całkowitego uzależnienia panowania od własności
ziemskiej; w ustroju feudalnym jedni spokojnie pracują na roli, a inni
korzystają z nadwyżki, zapewniającej przepływ renty. Ani chłopu, ani jego panu
nie zależy na niczym więcej niż na dobrym plonie i bezpieczeństwie; nic nie
wymusza innowacji i nie skłania do zmian. Drugim czynnikiem jest teatralizacja i
wyalienowanie form życia możnowładztwa, zwłaszcza w sferze kultury wojskowej.
Wielki wspólny interes społeczny, jakim jest zachowanie bezpieczeństwa ziemi i
jej produktywności, uczynił ze średniowiecznego konfliktu zbrojnego zjawisko w
dużej mierze wyizolowane z przestrzeni życia społecznego i mocno zrytualizowane.
Pozwoliło to znacznie ograniczyć skutki wojen, a tym samym przedłużać ustrojowe
status quo.
Niedostatek własnego zajęcia, alienacja i ogólny „deficyt
sensu” arystokracji sprzyja powstawaniu formacji etycznych, opartych na rytuale
i dumie (honorze). Duma stanowa arystokratów wszelkich czasów działała
państwotwórczo, pozwalając na formułowanie etosu publicznego, którego głównym
elementem jest w każdym przypadku idea służby powszechności, czyli państwu. W
ogólnych zarysach etos państwowy jest przeto podobny w starożytnej Grecji, w
cesarskim Rzymie i w Europie – cesarskiej i królewskiej. Jego (świecką) istotą
jest deklaratywne wyrzeczenie się własnego interesu na rzecz państwa oraz
obietnica lojalności.
Feudalizm jest ustrojem opartym na pewnej interpretacji
własności – dlatego też jego państwotwórczy (republikański – w najszerszym
sensie tego słowa) ładunek moralny również określony jest (mianowicie w swej
części świeckiej) w tej właśnie sferze. Określenie to polega na utożsamieniu
przynależności do państwa z własnością ziemską, wchodzącą w skład terytorium
danego księstwa lub królestwa. To „udział z racji własności” w życiu państwa, a
więc własność i jej negacja w konfrontacji z wymiarem publicznym, gdzie własność
traci pozór prywatności na rzecz systemu zależności i zarządzania ziemią, którym
jest ustrój feudalny, stanowi o „obywatelstwie” pana feudalnego. Naturą tego
obywatelstwa jest więc poddaństwo, a świadomość obywatelska wyraża się w
zrozumieniu publicznego wymiaru swej majętności ziemskiej oraz w uznaniu swych
obowiązków już nie tylko jako lennika, wasala czy para, lecz jako poddanego
królewskiego. Państwu, pojmowanemu jako królestwo, udziela się swej
obywatelskiej posługi poprzez daninę z natury, z pieniądza i ze służby
wojskowej. Wyrzeczenie się poczucia absolutnej własności prywatnej i zdolność do
postrzegania siebie jako wasala i urzędnika, któremu z racji wysokiego urodzenia
i zasług (lub z racji zasług przodków) powierzono pieczę nad ziemią, staje się
miarą obywatelskiej, a więc szlacheckiej postawy.
U progu nowożytności, gdy aspiracje ekonomiczne i polityczne
rozszerzyły się na co bogatszych mieszczan poczucie obywatelstwa w coraz
większym stopniu zastępowało poczucie szlachectwa, do którego przecież nowa
klasa najczęściej nie miała uprawnień. Oznaczało to niepomierne wzmocnienie
etosu republikańskiego, czego najpełniejszym wyrazem stało się odrodzenie
republiki miejskiej we Włoszech w XVI wieku oraz nowa republikańska filozofia N.
Machiavellego. Nowy mieszczanin nie miał ziemi ani zbroi. Nie był możnowładcą
rezydującym w mieście, lecz człowiekiem interesu. Za to jego własność była
bardziej jednoznaczna i określona jako własność prywatna. Nie będąc niczyim
panem, pozostawał już tylko (w sferze świeckie
|