Ustrój liberalny jako rządy omylnych ekspertów – wprowadzenie
do liberalizmu bezpośredniego
Tytułowe określenie ma charakter postulatu. Takim właśnie
chciałbym widzieć ustrój państwa liberalnego – ustrojem, w którym rekrutacja
funkcjonariuszy sprawujących władzę opiera się w pierwszym rzędzie nie na
legitymacji arytmetycznej (wyborczej), lecz merytorycznej (tj. na ich
ekspercji), a ograniczenia swobody działalności państwa i jego funkcjonariuszy
wynikają w pierwszym rzędzie nie z uprawnień demokratycznych obywateli
delegujących swych przedstawicieli do sprawowania władzy w pewnym ściśle
określonym zakresie, lecz z odpowiedzialności i samokrytycyzmu ekspertów, którzy
zdając sobie sprawę ze swej omylności, nie chcą ponosić ciężaru władzy ani
korzystać z jej przyjemności i przywilejów tam, gdzie wiąże się to dla nich ze
zbyt dużym ryzykiem spowodowania szkód. Podstawa państwa liberalnego powinna
więc być poniekąd arystokratyczna, a w każdym razie moralna, jakkolwiek
pierwiastek moralny ustroju i sposobu sprawowania władzy wpływać powinien na
powściąganie apodyktyczności rządzących elit.
Postulat ekspercji w ideologii liberalnej trąca
późnooświeceniowym technokratyzmem. Tutaj oznacza on jednak wyłącznie zmianę
pozycji wzajemnej pewnych ideałów politycznych: ideał kompetencji i
samoograniczenia państwa na gruncie uczciwości intelektualnej nie
pozostaje bynajmniej w sprzeczności z innymi, rzekomo bardziej podstawowymi,
ideałami politycznymi, takimi jak ideał sprawiedliwości i demokracji. Ma on
jednak, przyznajmy, we wszystkich odłamach filozofii politycznej rangę
drugorzędną i podrzędną w stosunku do najważniejszych imponderabiliów tej czy
innej koncepcji: wolności, suwerenności, bezpieczeństwa, sprawiedliwości.
Chciałbym postulatowi ekspercji (kompetencji, wiedzy) nadać nową, wyższą niż
dotychczas, rangę oraz nowe miejsce w teorii politycznej i nowe uzasadnienie.
Dotychczasowe uzasadnienie liberalne brzmi: państwo odpowiada
w jakiejś mierze za dobro obywateli i odpowiada za skuteczność oraz prawidłowość
swych działań – dlatego potrzebny jest w nim system kontroli kompetencji,
działający nawet w obrębie procedur delegowania reprezentantów do sprawowania
władzy. W arystokratycznym republikanizmie, którego wzorcem jest ustrój
Państwa Platona, kompetencja jest wyłączną legitymacją do sprawowania
władzy, a o omylności i tym samym o samoograniczeniu i społecznej kontroli
działalności mędrców ją sprawujących nie może być mowy.
Nowe uzasadnienie zasady ekspercji, które chciałbym
zaproponować, jest złożone i jako takie zawiera w sobie rekonstrukcję
podstawowych idei mojego stanowiska politycznego, które nazywam liberalizmem
bezpośrednim. Chciałbym, aby wyjaśnienie funkcji politycznej, jaką pełni
kompetencja, oprócz tego, że samo w sobie jest ważne i świadomości politycznej
potrzebne, zarazem stanowiło wprowadzenie do liberalizmu bezpośredniego.
Najpierw przedstawię więc szkic rozumowania określającego rangę zasady
ekspercji, a następnie sformułuję explicite szereg współzależnych założeń
liberalizmu bezpośredniego, tak ułożony, aby eksponował kwestie kompetencji. W
ten sposób dwie części tej niewielkiej pracy będą wzajemnie się uzupełniać i
dookreślać.
I. Uzasadnienie postulatu ekspercji
Państwo ma takie prawa wobec „obywateli”, jakie
funkcjonariuszom państwa (politykom i urzędnikom) uda się zdobyć (nie tylko
fizyczną i ideologiczną przemocą – także poprzez zasługi dla dużych grup
ludności). Jest to twierdzenie o faktach, a nie postulat.
Państwo jest instytucją czerpiącą korzyści z ograniczania
wolności jednostek dzięki przemocy, lecz zwłaszcza dzięki swej skuteczności, a
często wręcz dzięki monopolizacji sfery przedsięwzięć służących zaspokajaniu
wyższych potrzeb organizacyjnych wspólnot ludzkich. Skuteczność i pożyteczność
działań państwa zależy w głównej mierze od fachowości jego funkcjonariuszy i
nieskrępowania ich poczynań przez względy ideologiczne i inne okoliczności
polityczne, na przykład wynikające ze zbyt populistycznych procedur
demokratycznych.
W dobrym państwie jego funkcjonariusze – politycy i urzędnicy
– wiedzą, że państwo jest instytucją niewolenia, której prerogatywy należy
kontrolować, a często wręcz ograniczać, i które nie ma żadnego innego mandatu do
tego, aby czegokolwiek zakazywać lub nakazywać, niż praktyczna pożyteczność
ugruntowanych w ekspercji urządzeń i regulacji – pożyteczność dla niego, dla
jego funkcjonariuszy i dla jakiejś części ludności. Wiedzą oni zwłaszcza, że
ograniczanie wolności jednostek nie może być motywowane jedynie moralną i
praktyczną słusznością każdego takiego kroku, lecz wymaga mandatu do
egzekwowania tego, co słuszne, mandatu, który zawsze jest problematyczny.
Odpowiedzialność polityczna funkcjonariuszy państwa jako
prywatnych osób jest zasadniczym kapitałem moralnym państwa, a polega ona nie na
bezwzględnej lojalności względem niego, lecz przeciwnie – na ograniczonej
lojalności.
Ta ograniczoność lojalności wobec państwa wynika z rozumienia
przez jego funkcjonariuszy, że wykonując swój zawód i służąc sobie oraz swemu
środowisku („klasie politycznej i urzędniczej”), wchodzą w konflikt moralny z
innymi jednostkami, związany z problematycznością owego mandatu do egzekwowania
tego, co na gruncie ekspercji „technicznej” (na przykład ekonomicznej,
prawniczej), a nawet i moralnej, słuszne (dla przykładu: z
problematycznością monopolu na emisję środków płatniczych i ściągania podatków
czy też monopolu na wykonywanie władzy sądowniczej).
Wyrazem ograniczonej lojalności funkcjonariuszy państwa jest
skłonność do legitymizowania swej działalności raczej poprzez powoływanie się na
kompetencje rzeczowe niźli na delegację społeczną (demokratyczną) lub
autoryzację oficjalną (państwową), a tym samym skłonność do wypowiadania służby
państwu tam, gdzie nie sięgają ich kompetencje.
Tym samym uczciwe państwo, szanujące wolność i prawa swych
obywateli, wiąże swe prerogatywy z kompetencjami rzeczowymi, szczegółową
fachowością swych funkcjonariuszy decyzyjnych (polityków) i wykonawczych
(urzędników administracji) – dokonując samoograniczenia i wykazując się
zdolnością do samokontroli tam, gdzie ryzyko poniesienia konsekwencji osobistych
przez funkcjonariuszy z powodu popełnianych przez nich błędów przeważa nad
nadzieją na dalsze korzyści i przyjemności związane ze sprawowaniem władzy lub
urzędu.
Oczywiście, wymaga to mechanizmu prawnego i pewnego stopnia
ideowości (wszelako wydatnie mniejszego niż ten, który czysto deklaratywne
cechuje konstrukcję współczesnego państwa liberalnego), aby jakiekolwiek
samoograniczanie zakusów na sprawowanie jak najszerszej władzy było możliwe.
Realną podstawą tego samoograniczenia może być konkurencyjność innych niż
polityczna typów kariery w stosunku do służby państwowej oraz daleko idąca
personalizacja odpowiedzialności za błędy tej służby.
Tego rodzaju ograniczona atrakcyjność zawodów politycznych i
urzędniczych pociąga za sobą właśnie ową pożądaną ograniczoną lojalność
funkcjonariuszy w stosunku do państwa. Jedno i drugie – ograniczona atrakcyjność
służby państwowej oraz ograniczona lojalność urzędników i polityków – ma za swój
warunek, a zarazem wspiera naczelną dyrektywę liberalizmu – zasadę
ograniczonego, lecz sprawnego i kompetentnego w swych ograniczonych
prerogatywach państwa.
Przedstawiony wywód stanie się jaśniejszy na gruncie szerszej
koncepcji, którą zarazem ilustruje – na gruncie koncepcji „liberalizmu
bezpośredniego”. Oto jej założenia, zaprezentowane w taki sposób, aby rola
zasady ekspercji została wyraźnie wyeksponowana.
II. Założenia liberalizmu bezpośredniego
Domena ideałów i wartości jest, zgodnie ze swymi własnymi
roszczeniami, domeną idei regulatywnych i celów idealnych, lecz ich sposób
przejawiania się w polityce (wpływania na prawa i decyzje) jest pośredni, jest
zjawiskiem rzadkim, choć zarazem powinien być przedmiotem nieustannej uwagi,
badań i strategii ustrojowej oraz ideologicznej. Ideały nie są i nie powinny być
codziennością polityki.
Demokracja oznacza praworządność a zarazem oddziaływanie na
prawodawstwo pewnego zespołu ideałów, jak również realną obecność i wpływowość
polityczną praktyk symbolicznych związanych z uczestnictwem i samostanowieniem
(na przykład rytuały współsprawowania władzy takie jak wybory powszechne).
Wartość demokracji leży w sferze idealnej. Właśnie dlatego jej praktyka rzadko
bywa satysfakcjonująca.
Działalność polityczna jest z reguły działalnością zawodową
jednostek, w której kierują się one podobnymi motywacjami jak w innych sferach
zawodowych, to znaczy pragnieniem maksymalizacji statusu społecznego i
materialnego, pragnieniem władzy i autorytetu, pragnieniem tworzenia i sławy, a
nawet pragnieniem sukcesu erotycznego. Odpowiednie warunki prawne i ideologiczne
wykonywania zawodu stanowią o możliwości uzgodnienia motywów prywatnych
działalności politycznej z interesami rozmaitych grup, w tym i bardzo szerokich.
Decydujące dla tej zgodności jest jednak podporządkowanie
każdej formy działalności państwowej konkretnym kwestiom fachowym i ekspercji
funkcjonariuszy zajmujących się nimi. Powodzenie państwa zależy od tego, w
jakiej mierze działalność środowiska zawodowego („klasy”) polityków i urzędników
(skrajnie konkurencyjnego wewnętrznie) sprzyja dobrobytowi jego instytucjonalnej
infrastruktury, którą jest właśnie państwo (rzecz jasna, nie jest ono wyłącznie
tym). Zgodność działalności państwa z dobrem szerokich rzecz ludności nigdy nie
może być wartością polityczną bezpośrednio (co najwyżej w obowiązujących
deklaracjach dyskursu politycznego), a jedynie pośrednio (i tylko pod tym
warunkiem jest w ogóle jakąś realną wartością); pośrednio, to znaczy w
zapośredniczeniu w zgodności działalności państwa z dobrem jego funkcjonariuszy.
(Lapidarnie ujmuje to znany cytat „rząd się zawsze wyżywi”.)
Państwo jest więc między innymi instytucjonalną
infrastrukturą środowiska zawodowego polityków i urzędników, dysponującego
środkami przymusu na określonym terytorium. Państwo, jak każdy podmiot, działa
na własną rzecz i dla własnego dobra. Dlatego dobry ustrój to taki, w którym
państwo (środowisko polityczne i jego narzędzia instytucjonalne), wytwarzając
dla siebie korzyści, możliwie mało utrudnia działalność innych instytucji i
jednostek lub nawet tę działalność wspiera. Celem państwa nie jest jednak i nie
może być bezpośrednie służenie dobru obywateli, lecz – tak jak w przypadku
wszystkich innych podmiotów – służenie własnemu dobru. Dopiero pośrednio państwo
może być przydatne dla innych grup zawodowych i ogólniej społecznych – niż
działacze polityczni i urzędnicy. Warunkiem tej przydatności jest szczególna
fachowość funkcjonariuszy państwa w świadczeniu wyższego rzędu usług
organizacyjnych, a tym samym konkurencyjność względem innych instytucji.
Postrzeganie pozapaństwowych instytucji jako subordynowanych względem państwa,
jako podmiotu prawa wewnętrznego (w odróżnieniu od samych państw jako podmiotów
prawa międzynarodowego lub wręcz jako suwerennych autoprawodawców), choć
realistyczne, utrwala tylko nieliberalne stosunki i archaiczny patriarchalizm
etatystyczny.
Myśl polityczna zazwyczaj fetyszyzuje państwo, uważając je za
zdecydowanie najważniejszą formę stowarzyszenia (co na szczęście traci na
aktualności), a zarazem wpierając mu ideały związane ze sprawiedliwością i
demokracją, których realizacja pozostaje w trudnych do wymierzenia proporcjach
do stopnia ich rozpropagowania (również przez samą myśl polityczną) i
niekoniecznie państwu służy. Innymi słowy, narzucanie dyskursowi politycznemu
takich form, które respektują dogmat, iż celem państwa jest dobro obywateli, a
naczelną wartością w działaniu sprawiedliwość, powoduje powstanie ciężkiego
nawisu hipokryzji i płynącej z niej dalszej demoralizacji, jaka dotyka
funkcjonariuszy państwa, od których (rzekomo i formalnie jedynie) wymaga się
niepomiernie więcej ideowości, niż kiedykolwiek byłoby ich stać. Żadnego państwa
bowiem nie stać moralnie na instytucjonalizację wartości moralnych, a wiara w
tego rodzaju możliwość prowadzi do przypisywania państwu prerogatyw, które mu
nie przysługują.
Trzeba więc ustroju prawdy, to jest takiego, w którym
ideowości jest tyle i tak dalece ona oddziałuje, jak na to stać funkcjonariuszy
państwa, a moralne aspiracje państwa (do sprawiedliwości, do pomocy słabym
etc.) są wyznaczone realistycznie. Tylko takie państwo może się rozwijać
moralnie i stawać szlachetniejsze.
Państwo dobre to państwo samoograniczające się i
samokrytyczne. (Do scharakteryzowania go można użyć metafory „legalnej i
szlachetnej mafii”.) Takie państwo posługuje się w swym legitymizującym
dyskursie politycznym przede wszystkim ideałem wolności, której ochronę uważa
też za podstawę swej zdolności do samoograniczania i najważniejszą funkcję
zewnętrzną, którą powinno spełniać po zapewnieniu sobie wewnętrznych korzyści i
dobrobytu jako instytucji. Posługuje się zarazem pojęciem uprawnienia do
ograniczania wolności, uprawnienie to wciąż rozważając i badając jego granice.
Jego kultura polityczna obejmuje sobą rozumienie, że uprawnienie do ograniczania
wolności obywateli nie wypływa wprost ze słuszności racji, czyli nie jest
prostym następstwem kompetencji technicznych i moralnych, lecz staje się ważne i
obowiązujące jedynie w obliczu najżywotniejszych interesów samego państwa.
Państwo prawdziwie liberalne nie wymaga do swego
funkcjonowania republikańskiego dyskursu władzy jako służby, dyskursu legalizmu,
dyskursu racji stanu oraz interesu narodowego, pozostawiając je sumieniom i
poglądom swych funkcjonariuszy i swych obywateli. Wymaga za to współistnienia z
państwem innych silnych instytucji i atrakcyjnych typów kariery niezwiązanych ze
służbą państwową, zapewniającego „pozytywne ograniczenie lojalności” polityków i
urzędników, stanowiących osobową substancję państwa, w stosunku do tegoż
państwa. Wstępowanie państwa w stosunki konkurencji z niepaństwowymi
instytucjami i rodzajami kariery życiowej (tu z kolei można posłużyć się
metaforą „państwa jako korporacji”) jest koniecznym warunkiem rzeczywistego
samoograniczenia państwa, będącego wykładnikiem jego uczciwości (zwłaszcza zaś
poszanowania wolności obywateli) i praworządności.
Liberalizm bezpośredni jest bezpośredni w tym, że mówi
otwarcie, iż państwo, jak każdy podmiot, zawsze dba najpierw o siebie, potem zaś
dopiero o obywateli, a myśl polityczna musi się z tym pogodzić i szukać
rozwiązań ustrojowych, które egoizm państwa uczynią narzędziem celów
społecznych. Liberalizm bezpośredni jest bezpośredni, bo wolny od
zapośredniczenia w dwuznacznych, paraideologicznych dyskursach. Nie dotyczy go
paradoks „ideologii ideologicznej bezstronności”, paradoks autorytarnej obrony
swobód demokratycznych przed wszelkimi postaciami autorytatywności ani
konieczność podpierania się moralistyką republikańską, konserwatywną czy
narodową, bo i to się liberalizmowi przydarza. Liberalizm bezpośredni ujmuje
życie polityczne bezpośrednio tak, jak się ono prezentuje. Mówiąc na przykład,
że posłem zostaje się najczęściej dla pieniędzy, wpływów i prestiżu, a
szlachetniejsze pobudki są rzadkie i trudne do rozpoznania – niczego nie pragnie
demaskować ani nawoływać do Realpolitik, lecz po prostu mówi coś, co
wszyscy wiedzą, tyle że nie po to, aby na tym już poprzestać, lecz po to, aby
postawić pytanie, jak wykorzystać ten fakt dla dobra państwa i jego ludności. Bo
też liberalizm bezpośredni nie chce być akademickim komentarzem i oderwaną myślą
polityczną, wymagającą dopiero przekształcenia w program polityczny – chce
natomiast wprost, bezpośrednio zajmować się i stosować się do autentycznej
polityki, swoją własną ekspercją polityczną wspierać rządy omylnych (i jak już
wiemy – nie do końca lojalnych) ekspertów. Czy życie publiczne któregokolwiek z
współczesnych państw, intelektualna i moralna podstawa działania jakiegokolwiek
rządu zbliża się do warunków wyznaczonych tu „liberalizmowi bezpośredniemu”? Być
może. Z pewnością jednak nie w Europie.
Kraków 2002
|