Etyka!
PUBLIKUJĘ (NA ZACHĘTĘ!) WSTĘPNE ROZDZIAŁY KSIĄŻKI
„ETYKA!”, KTÓRĄ OBECNIE PISZĘ I PLANUJĘ WYDAĆ W 2015 R.
Wstęp
Nikt nie lubi, gdy ktoś prawi mu morały. Dawniej
uważaliśmy je za rzecz naturalną i pożądaną, ale dziś już nie. Trzeba będzie
zastanowić się nad tym, dlaczego w ciągu ostatniego stulecia tak bardzo nam
to obrzydło. Skoro jednak kazań już nie lubimy, muszę od razu uprzedzić
Czytelniczki i Czytelników: ta książka mimo wszystko jest po to, by uczynić
Was lepszymi. Autora zaś przy okazji również. Prawdę mówiąc, każda książka
poniekąd temu służy, lecz książka o etyce bardziej niż inne. Wszystkie
książki na tematy moralne są budujące albo kiepskie. Taki to już gatunek.
Karty na stół! Czy będę Was pouczał, jak macie żyć?
Poniekąd tak. Czy będę moralizował? Miejscami, ale nie za wiele. Czy uważam
się za lepszego od Was, skoro chcę Was pouczać? Nie. To dlaczego to robię?
Bo umiejętność ważenia argumentów moralnych, roztropnego i sprawiedliwego
oceniania postępków swoich i postępków innych ludzi oraz krytycznej analizy
własnych i cudzych przekonań moralnych zawsze podciąga nas wzwyż, czyli
doskonali. Każdy, kto liznął etyki, jest choć trochę lepszy niż wtedy, gdy
jeszcze o etyce nic nie wiedział, jakkolwiek nie znaczy to, że w ogóle jest
dobry ani że nad innymi góruje. Tyle więc mogę Wam obiecać – jeśli
przeczytacie tę książkę uważnie, z pewnością staniecie się nieco lepsi niż
przed jej lekturą. Nauczycie się lepiej niż dotąd rozważać swoje i cudze
uczynki i zamiary. Tym samym będziecie mieli większą szansę uniknąć
niektórych złych postępków i niesprawiedliwych ocen. A w dodatku nie
będziecie powtarzać wielu niemądrych rzeczy, które na co dzień większość z
nas mówi, próbując, bez wprawy, wdawać się w dyskusję etyczną i w etyczne
oceny. Na przykład nie będziecie mówić, że „nikt nie ma prawa Was oceniać”…
Jak na kilkadziesiąt złotych i kilkanaście godzin spędzonych na lekturze
zysk będzie niemały.
Dlaczego książka, która opowiada o etyce nosi tytuł
Etyka!, zamiast nazywać się po prostu „Etyka” (bez wykrzyknika), tak jak
setki innych książek na ten temat? Powody są dwa. Po pierwsze najbardziej
uderzającą cechą sfery moralnej jest to, że wiele rzeczy wydaje się nam
nakazane bądź zakazane „bo tak”, czyli apodyktycznie, bez potrzeby
uzasadnienia i niezależnie od ewentualnego zagrożenia konkretną karą za
niespełnienie tego, co w ten sposób jest nam narzucane. Nie kradnij! Oddaj
dług! Zadzwoń po pogotowie! Powiedz, jak było naprawdę! Wykrzyknik,
znamionujący nakaz, czyli imperatyw, jest więc w moralności czymś bardzo
znamiennym i typowym. Niektórzy etycy, jak Kant, uważają wręcz, że
bezwarunkowa nakazowość, czyli obowiązek to sama istota moralności. Po
drugie, tak się złożyło w ciągu XX wieku, że chociaż ciągle powołujemy się w
życiu publicznym na względy etyczne, na przykład tworząc kodeksy etyczne dla
różnych grup zawodowych, w życiu prywatnym zaczęliśmy unikać argumentów
etycznych i typowo etycznego języka. Zdecydowanie unikamy mówienia o
moralności i cnocie (słowa te uległy degradacji do roli anachronicznych
określeń odnoszących się głównie do sfery seksualnej), mamy trudności z
naturalnym i bezpretensjonalnym nazywaniem osób i czynów moralnie dobrych i
moralnie nagannych. Mówienie o moralności krępuje nas niemal tak samo, jak
mówienie o seksie. Używamy różnych eufemizmów i kolokwializmów, a
najchętniej unikalibyśmy tematyki moralnej w ogóle, tym bardziej, że
osądzając innych ludzi, narażamy się na to, że sami zostaniemy osądzeni. Z
całego języka etycznego uratowało się zaledwie kilka zwrotów, takich jak
„uczciwy człowiek” albo „dobry uczynek”, oraz to kluczowe słowo, brzmiące na
tyle uczenie, że nie zdecydowaliśmy się go porzucić: „etyka”, „etyczny”. W
rezultacie wszyscy słyszymy wokół, że to czy tamto jest „nieetyczne” (tzn.
naganne, grzeszne, podłe, nieuczciwe, niesprawiedliwe – wszystko to się
mieści w tym drętwym i formalnym słowie) i że bardzo ważna jest „etyka”,
jednakże brakuje zrozumienia, o co tu właściwie chodzi. Co to jest ta cała „etyczność”?
Etyczny albo nieetyczny, czyli jaki? Niezgodny z obyczajami i „normami
współżycia społecznego”? Krzywdzący? Niezgodny z prawem? A co to jest etyka?
Rodzaj świeckiego pouczenia moralnego? Zestaw „wartości humanistycznych”
albo „ogólnoludzkich”? Ale jakie to są wartości? I co to są w ogóle
„wartości”? Lepiej nie zadawać tych wszystkich pytań, bo to tylko mąci
ludziom w głowach i przywodzi do złego… Dobrym przykładem na to, jak mętne i
płytkie jest to całe mówienie o „etyce”, jest publiczna dyskusja na temat
lekcji etyki w szkole. Czymś uderzającym jest brak wiedzy wielu
prominentnych uczestników tej debaty na temat znaczenia (a raczej znaczeń)
słowa „etyka” i jakiegokolwiek wyobrażenia o tym, co to znaczy (albo
znaczyło dotychczas) uczyć kogoś etyki. Przyznam się Wam, że decyzję o
napisaniu tej książki podjąłem przed kilkoma laty, gdy na spotkaniu z bardzo
wysoko umocowanym i utytułowanym akademicko dygnitarzem państwowym, który
chciał poznać moje zdanie na temat wprowadzenia etyki do szkół, osoba ta
wyraziła radosne zdumienie, dowiedziawszy się ode mnie, że etyka jest
dyscypliną filozofii bądź tzw. nauką filozoficzną i studiuje się ją na
studiach filozoficznych. Bezmiar ignorancji na temat etyki wprawia mnie
czasem w osłupienie i wywołuje niemałą frustrację. Odpowiadam na tę
ignorancję tym właśnie tytułowym wykrzyknikiem. Ludzie! Dowiedzcie się, co
to jest etyka, zanim zaczniecie o niej perorować!
Owszem, z tej książki będzie można dość dokładnie
dowiedzieć się, czym jest etyka. W jej pisaniu przyświeca mi jednak nie
tylko frustracja, która zapewne nie jest dobrym doradcą ani w ogóle czymś
moralnie dobrym. Etycznym przewodnikiem (na ile skutecznym – oceńcie sami)
jest dla mnie inna pobudka, a mianowicie etyczny ideał i etyczna cnota (obym
ją posiadł!) uczciwości intelektualnej. Stan refleksji moralnej, na
jaką dotychczas zdobyła się ludzkość, od dwóch i pół tysiąca lat uprawiając
w sposób bardziej lub mniej systematyczny naukę o moralności, czyli etykę,
jest niezadowalający. Nie zamierzam tego ukrywać, a wręcz przeciwnie –
pragnę to pokazać i wyjaśnić, dlaczego tak jest. Ta porażka nie jest
wyłącznie sprawą etyków, ale nas wszystkich. Niemniej jednak, każdy, kto
uczył się etyki, może potwierdzić to, co powiedziałem wyżej, a mianowicie,
że znajomość problematyki etycznej pomaga w formułowaniu rozważnych i
sprawiedliwych ocen moralnych oraz w podejmowaniu roztropnych decyzji. Nie
gwarantuje tego, lecz pomaga. A co gwarantuje? Gwarantuje zwiększenie
odporności na fałszywe (a nieraz wręcz podłe) przekonania i argumenty
etyczne. Nie jestem odosobniony w tych twierdzeniach i zapewnieniach. Jeden
z najznamienitszych etyków współczesnych, Bernard Williams, napisał w latach
80. ubiegłego wieku książkę Ethics and the Limits of Philosophy
(„Etyka i granice filozofii”), której charakter i cel są z grubsza zbieżne z
tym, co zamierzam sobie w niniejszej pracy, w ten sposób formułując swą
naczelną tezę: „filozofia nie powinna dążyć do stworzenia teorii etycznej,
co jednakże nie znaczy, że filozofia nie może dostarczać krytyki pewnych
przekonań i idei etycznych”. Dodam, że wiele z takich przekonań i idei
wymyślili sami filozofowie. Tym samym etyka jest w dużej mierze moralną
samokrytyką rodzaju ludzkiego, ze szczególnym uwzględnieniem samych etyków.
Obiecuję nie uchylać się od samokrytyki, lecz nie
obiecuję powstrzymywać się od krytyki Waszych przekonań moralnych. Wiem,
wiem, każdy z Was ma inne przekonania. Nieprawda! Nie ma ani siedmiu
miliardów systemów przekonań etycznych, ani nawet siedemdziesięciu. W ramach
jednego społeczeństwa i jednej epoki można wyróżnić co najwyżej kilka
„światopoglądów etycznych”, a jeden z nich zawsze jest dominujący. Czymś
zupełnie podstawowym dla życia moralnego jest rytuał odtwarzania
dominującego dyskursu moralnego, czyli powtarzanie przez większość ludzi
pewnych etycznych oczywistości. Od jakiegoś czasu te rytualne klisze
oznajmia się w świecie zachodnim jako „mój pogląd”, podkreślając tym
sposobem autonomię swojej osoby i własnych sądów, jak również autentyczność
osobistego przywiązania do głoszonych tez. Nie bądźmy jednak naiwni i nie
dajmy się zwieść. Te „nasze poglądy” są obowiązującymi w naszych czasach
oświadczeniami moralnymi, które nam wpojono i które uważamy za stosowne
powielać. Przekonań i deklaracji moralnych raczej sami nie wymyślamy – w
przeciwnym razie nie mogłyby mieć tego społecznego autorytetu, który czyni z
nich coś ważnego i obowiązującego.
Trzeba wiedzieć, że przekonania i systemy przekonań
etycznych łączą w sobie dwie cechy: są apodyktyczne i są zmienne.
Apodyktyczność ich polega na tym, że żywi się je z poczuciem pewności i
oczywistości, a nawet twierdzi, że zawsze i wszędzie porządni ludzie mieli i
będą mieli takie właśnie przekonania. Zmienność zaś polega zarówno na tym,
że różne apodyktyczne przekonania, uświęcone tysiącletnią tradycją, kiedyś
tracą swą rangę, a nawet ulegają spektakularnemu odwróceniu, jak i na tym,
że różne grupy w obrębie tego samego społeczeństwa żywiąc bardzo odmienne
przekonania etyczne i uważając przekonania drugiej strony nie tylko za
fałszywe, ale po prostu niemoralne, rywalizują ze sobą i przeciągają na
swoją stronę poszczególne osoby, które w związku z tym często zmieniają
swoje (apodyktyczne) sądy. Mógłbym podać niezliczone przykłady
apodyktyczności przeświadczeń moralnych i niezliczone przykłady ich
zmienności. Kilka przykładów apodyktycznych rozkazów moralnych wspomniałem
nieco wyżej, a jeśli chodzi o przykłady zmienności przekonań, to odgraniczę
się do dwóch. Weźmy dwa sądy: „zbiegłego niewolnika należy przykładnie
ukarać” oraz „zbiegłemu niewolnikowi należy okazać pomoc, a jego
`właściciela’ osądzić i ukarać”. Pierwszy z nich aż do wieku XVIII był
oczywistością dla wszystkich bodaj mieszkańców naszej planety, łącznie z
niewolnikami, a drugi – całkiem sprzeczny z tym pierwszym – powoli zdobywał
popularność, aż stał się niemalże powszechny pod koniec XX wieku. To jest
przykład historycznej zmienności przekonań etycznych, za którym postępują
odpowiednie zmiany w prawie (w tym przypadku: zniesienie niewolnictwa).
Zwykle zmiana taka jest stopniowa, dokonuje się w ciągu co najmniej kilku
dekad i wywołana jest upowszechnianiem się przekonania będącego na początku
w mniejszości oraz uważanego wobec tego za fałszywe bądź niemoralne.
Przykładem takiego procesu aktualnie toczącego się w społeczeństwach Zachodu
jest opozycja dwóch współistniejących przeświadczeń: „zabicie wroga w wojnie
obronnej jest chwalebne i zasługuje na nagrodę” (wciąż większość z nas tak
sądzi) oraz „nie wolno nikogo zabijać, nawet wroga w wojnie obronnej”.
Rozsądni ludzie, jak zwykle, szukają kompromisów. W
czasach, gdy powszechnie stosowano takie czy inne formy niewolnictwa, dało
się słyszeć głosy wzywające do łagodnego traktowania niewolników i
ograniczenia władzy, jaką mieli nad nimi właściciele. A jeśli chodzi o
stosunek do zabijania na wojnie, to możemy spotkać dziś opinie, że wojna
jest zawsze zła, a zabijanie w wojnie obronnej należy traktować raczej w
kategoriach tragedii, a nie zasługi i winy. W dużym uproszczeniu da się
powiedzieć, że etyka wyrasta z ducha takiego poszukującego kompromisu
rozważania konfliktów pomiędzy apodyktycznymi przekonaniami moralnymi.
Zachęcam Was, abyście spróbowali taką poszukującą, krytyczną, a jednocześnie
kompromisową postawę przyjąć, czytając tę książkę. Nie znaczy to wszakże
bynajmniej, że przekonania, do których w wyniku poważanego namysłu będziecie
dochodzić pozbawione będą owej charakterystycznej dla sfery moralnej
apodyktyczności. Etyk może być sceptyczny do co możliwości formułowania
silnych sądów etycznych i ocen moralnych, niemniej jednak, jak już w końcu
coś twierdzi, to twierdzi stanowczo.
Choć czasami udają, że jest inaczej, to tak naprawdę
etycy starają się być w awangardzie moralnej społeczeństwa, kwestionując i
poddając pod dyskusję rozmaite utrwalone przekonania etyczne, obyczaje i
prawa. Czynią to w imię dobra człowieka (a ostatnio również w imię dobra
zwierząt i całej przyrody), w imię sprawiedliwości, w nadziei, że
racjonalność i dobra wola, przejawiające się w dyskusji wokół tych spraw,
pomogą zwalczyć niektóre niegodziwości i niesprawiedliwości tego świata,
czyniąc życie lepszym. Tym samym etyka jest zawsze w jakimś konflikcie z
moralnym „mainstreamem”, a zwłaszcza z etyczną bezmyślnością, polegającą
na niezaprzątaniu sobie głowy jakąkolwiek refleksją moralną i poczuciu, że
jest czymś oczywistym, co jest dobre, a co złe i jak postępować należy, a
jak nie należy.
Poznajmy przeto tego „mainstreamowego przeciwnika”.
Zacznijmy nasze rozważania o etyce od ustalenia czegoś, co można by nazwać
standardowym stanowiskiem moralnym współczesnego mieszkańca Zachodu.
„Współczesne standardowe stanowisko moralne” vs.
„Klasyczny standard etyczny:
Współczesne standardowe stanowisko moralne (WSSM) nie
jest i nie może być spójne. Składają się na nie elementy różnych dyskursów
etycznych, zarówno odziedziczonych po wcześniejszych epokach, jak i
powstałych niemal współcześnie. W stopniu dotąd chyba niespotykanym,
„światopogląd moralny” typowego członka współczesnego społeczeństwa
zachodniego jest eklektyczny i pełen sprzeczności. Dlatego proszę się nie
dziwić, że jego prezentacja wyglądać będzie trochę dziwnie i że nie
będziecie chcieli przyznać się do podzielania w całości takich poglądów. Po
prostu nie mamy w zwyczaju rekonstruować w sposób kompletny swoich poglądów
etycznych, poprzestając na wyrażaniu okazjonalnie pojedynczych, zwykle dość
banalnych deklaracji. Nie wiemy, jak to brzmi zebrane w całość – i dobrze
nam z tym. Żeby więc uczciwie przetestować własne stanowisko i sprawdzić,
czy jest ono zbieżne z tym, co zaproponuję tutaj jako WSSM, należy brać z
osobna poszczególne tezy i zapytywać samych siebie, czy moglibyśmy taką tezę
wygłosić. Jeśli tak, to znaczy, że nie odstajemy od „normy”, którą
hipotetycznie, w oparciu o własne doświadczenie społeczne oraz rozmowy ze
studentami, próbuję tutaj zrekonstruować. Oto więc jak widzę stanowisko
moralne typowego mieszkańca Zachodu na początku XXI wieku:
„Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi. Każdy człowiek
ma swoją godność, której nie wolno mu odbierać. Nikogo nie wolno krzywdzić
ani traktować, jakby był przedmiotem lub instrumentem służącym innym ludziom
do osiągania ich celów. Trzeba każdego szanować, bez różnicy płci, wieku,
rasy, narodowości, orientacji seksualnej. Każdy ma prawo do swoich poglądów
i do samodzielnego kształtowania swojego życia. Każdy odpowiada za swoje
czyny i nie może odpowiadać za działania innych ludzi. Odpowiedzialność
człowieka za swoje postępki określa prawo, które wyznacza nam granicę
wolności, czyli tego, co wolno, a czego nie wolno czynić. Oprócz prawa są
jednakże jeszcze inne wyznaczniki dobra i zła w ludzkim postępowaniu.
Niektóre z nich są uniwersalne, inne zaś związane są z kulturą i religią.
Uniwersalne wartości, z których wynikają normy postępowania obowiązujące
wszystkich ludzi, to na przykład uczciwość, sprawiedliwość, troska o
bliźnich znajdujących się w potrzebie, sumienność w wykonywaniu swoich
obowiązków społecznych i rodzinnych. Wszyscy też wiemy i rozumiemy, że
lepiej jest nam wszystkim żyć, gdy jesteśmy dla siebie wzajemnie życzliwi i
wrażliwi na swoje potrzeby i problemy, niż wtedy, gdy nie ufamy sobie,
jesteśmy zawistni i chciwi, nadmiernie rywalizujemy ze sobą, a na
nieszczęścia innych ludzi pozostajemy obojętni. Zaufanie i współdziałanie
jest podstawą szczęśliwego życia w każdym społeczeństwie i w każdej
rodzinie, natomiast egoizm, chciwość i zawiść niszczą nasze życie. Co do
tego jest zgoda. Różnimy się jednak w poglądach religijnych i
metafizycznych. Dla niektórych postawą moralności jest prawo Boże, dla
innych abstrakcyjne wartości i normy albo po prostu potrzeby społeczne.
Wierzący będą przestrzegać rozmaitych zasad postępowania, które traktują
jako powinności tyleż religijne, co etyczne. Z powodów religijnych będą na
przykład powstrzymywać się od picia alkoholu albo od seksu pozamałżeńskiego.
Inni nie nakładają na siebie takich ograniczeń. Musimy się pogodzić z tym,
że współcześnie żyją obok siebie wierzący i niewierzący oraz szerzej – osoby
i grupy należące do różnych kultur. Muszą oni nauczyć się żyć we wzajemnym
poszanowaniu swej odrębności, tak, aby każdy mógł spokojnie kultywować te
obyczaje i tradycje, do których przynależy. Dlatego tolerancja i demokracja
stanowią niezbędne wymogi etycznego współżycia i współistnienia w
pluralistycznym społeczeństwie.
Są postępki jednoznacznie naganne, takie jak zabójstwo,
kradzież czy oszustwo. Jednakże w bardzo wielu przypadkach to, czy
postępujemy dobrze czy źle, nie daje się łatwo i jednoznacznie ocenić. Każdy
człowiek ma sumienie i powinien przede wszystkim sam przed sobą zdawać
sprawę ze swojego postępowania, a jeśli jest wierzący – zdaje sprawę przed
Bogiem. Należy w działaniu kierować się głosem sumienia i niczyja opinia nie
powinna nad tym głosem przeważać. Tylko osoba działająca zna dobrze
okoliczności swojego działania i może je w pełni ocenić. Z drugiej strony,
jesteśmy w ocenianiu samych siebie stronniczy. Dlatego w trudnych sytuacjach
warto zasięgać rady życzliwych nam osób. Nikt jednak nie może pretendować do
tego, by być ostatecznym sędzią dobra i zła, gdyż taka absolutna wiedza nie
jest człowiekowi dostępna. Większość z nas chce dobrze, ale nie zawsze
potrafi realizować dobro. Ulegamy różnym słabościom i pokusom – to jest
ludzkie i trzeba być wobec ludzkich słabości wyrozumiałym. Jeśli jednak ktoś
notorycznie krzywdzi innych ludzi, trzeba się nim zająć i pomóc mu wrócić do
społeczeństwa, z którego swoim postępowaniem sam się wyklucza. Samo karanie
jest niewystarczające – takich ludzi trzeba wychowywać i resocjalizować.
Każdy z nas ma jedno życie i powinien dążyć do tego, by
przeżyć je najpełniej i najlepiej, jak to możliwe. Każdy pragnie, by w jego
życiu było jak najwięcej radosnych chwil, jak najwięcej miłości i dobra, a
jak najmniej cierpień. Każdy pragnie realizować w życiu swoje marzenia i
pasje. Ludzie są w tym wszystkim podobni do siebie. Nikt nie żyje sam na
świecie i nikt nie może być szczęśliwy w izolacji od innych ani tym bardziej
przeciw innym ludziom. Dlatego wszyscy powinniśmy wspierać się wzajemnie w
tworzeniu dobrego, satysfakcjonującego życia. Jednym los albo natura daje
więcej, innym mniej, ale każdy ma jakieś talenty i umiejętności, które może
rozwijać i każdy jest w jednych rzeczach lepszy, a w innych nieco gorszy.
Nie ma sensu ludzi porównywać i oceniać kto „w ogóle” jest lepszy, a kto
gorszy. Wszyscy ludzie zasługują na szacunek i wszyscy mają prawo rozwijać
się i korzystać z życia. Jednocześnie każdy z nas powinien dać coś z siebie
innym. Tylko wspierając się wzajemnie i współpracując ze sobą dla wspólnego
dobra, możemy być szczęśliwi. Człowiek jest szczęśliwy, jeśli ma dobre
relacje z innymi ludźmi, jest akceptowany takim, jakim jest i może razem z
innymi działać dla wspólnego dobra. Jedni będą realizować się w pracy, inni
raczej w życiu rodzinnym. Jedni wolą żyć na uboczu, inni działają na niwie
społecznej i politycznej. Dzięki tej różnorodności ludzkich zainteresowań i
talentów oraz dzięki wielkim osiągnięciom cywilizacji możemy tworzyć złożone
społeczeństwo, w którym każdemu człowiekowi dostępne jest bogactwo różnych
doświadczeń i przeżyć. Oby każdy mógł w zdrowiu, przez długie lata cieszyć
się tym bogactwem!”
Jeśli miałbym to wszystko skomentować krótko, to
powiedziałbym, że cały ten dyskurs jest miałki, płytki i moralnie
podejrzany. W wielu punktach przejawia z trudem skrywaną niezgodę na
stawianie człowiekowi wysokich wymagań etycznych, niezgodę na bycie
ocenianym, a zwłaszcza niezgodę na ewentualności, że zostanie się ocenionym
ogólnie źle, a więc uznanym za człowieka gorszego od innych.
Nie zamierzam frontalnie atakować WSSM, bo jego potęga i
autorytet nakazują mi pewną oględność. Proszę Was tylko, abyście po
skończeniu lektury tej książki zechcieli przeczytać ten fragment raz jeszcze
i raz jeszcze go ocenili – zdanie po zdaniu. Różnica między Waszym
stosunkiem do WSSM obecnie oraz później – po przeczytaniu książki – będzie
miarą korzyści, jaką z jej lektury odnieśliście.
Tymczasem pragnę zwrócić uwagę na jedną tylko cechę WSSM,
bardzo charakterystyczną dla kultury społecznej i politycznej epoki
liberalnej, trwającej na Zachodzie od XIX wieku. Tą cechą jest instynktowne
odnoszenie wszystkich deklaracji moralnych do czegoś takiego, jak
jednostka, czyli konkretny człowiek z krwi i kości, będący jednakże
zarazem autonomicznym i racjonalnym podmiotem intelektualnym,
moralnym i prawnym, podmiotem odrębnym, jakkolwiek z zasady równym innym
podmiotom i w tej równości jakby od nich nieodróżnialnym, „takim samym jak
inni”, czyli poniekąd abstrakcyjnym. Ta hybryda indywidualności z
abstrakcyjną jednostkowością, w znaczeniu równej i powszechnej podmiotowości
intelektualnej, moralnej, prawnej i politycznej, jest czymś całkowicie
osobliwym i nieznanym przez wiekiem XIX. Jednocześnie jest czymś tak
oczywistym dla człowieka nowoczesnego, że nie zdaje sobie on sprawy ani z
osobliwości tego konstruktu nazywanego terminem „człowiek” albo „jednostka”,
ani tym bardziej ze sprzeczności tkwiących w tej nowej idei. Wszyscy chcemy
być „ludźmi”, „osobami” i „jednostkami”, ale tylko garstka filozofów zdaje
sobie sprawę, że to, co rozumiemy przez te pojęcia jest projektem filozofów
XVIII i XIX wieku, a w dodatku konceptem najeżonym trudnościami i w zasadzie
przez samą filozofię już zarzuconym. Sytuacja ta jest paradoksalna i
fatalna. Ledwie ludzie dali sobie wmówić, że są „ludźmi”, czyli
indywidualnymi, pełnymi osobowościami, wyposażonymi w równe prawa i
obdarowanymi aprioryczną, domagającą się powszechnego respektu równością z
innymi (czyli godnością), w samej filozofii zrobiło się w tym miejscu pusto
– ten konkretno-abstrakcyjny model człowieka stracił w filozofii autorytet.
Tymczasem cały dyskurs etyczny i polityczny, jaki toczy się w przestrzeni
publicznej, w najlepsze posługuje się tą nowoczesną ideą człowieczeństwa,
jak gdyby nigdy nic. Dotyczy to również kształtowania się stosunków między
autorem książki a czytelnikami. Oto autor coś oferuje i proponuje, a każdy z
czytelników korzysta z pełnego prawa do wyrobienia sobie własnego sądu – czy
jest to słuszne, przydatne itd. W „epoce człowieka”, czy też „epoce
godności” każdy jest panem lub panią, każdy jest w kręgu swych myśli
suwerennym sędzią świata. Wynikają z tego rozliczne kłopoty, które będą nas
cały czas trapić. Po pierwsze, z powodu zanurzenia w nowoczesność i
nowoczesną ideę człowieka, bardzo trudno nam zrozumieć cokolwiek, co dociera
do nas z dalszej niż wiek XIX czy XVIII przeszłości. Po drugie, nie mamy
żadnej jasności co do tego, co miałoby w przestrzeni publicznej tę
nowoczesną postawę zastąpić, a więc w jaki sposób mamy to niby rozumieć
samych siebie, skoro nastąpiła już w filozofii „śmierć człowieka”, to znaczy
zarzucono nowoczesną, liberalną antropologię. Po trzecie wreszcie,
straciliśmy jasność co do tego, o co nam chodzi, gdy rozmawiamy o
moralności. Dawniej bowiem było oczywiste dla każdego, że nie jest tym,
kim być powinien i że wobec tego ma stać się kimś innym, kimś lepszym,
również dzięki wychowawczemu wpływowi książek. W
demokratyczno-liberalnym świecie oczywiste jest raczej coś przeciwnego –
nikt nie ma prawa sugerować innym, że są nie tacy, jakimi być powinni, że
nie powinni „być sobą”, a co najwyżej może im zaoferować, na przykład w
postaci książki, pewne dodatkowe dobro, które mogą dobrowolnie przyjąć i
zrobić z niego użytek wedle własnego uznania i dla własnej korzyści. Oto
więc ja, jako autor, bardzo się staram coś dla Was zrobić, a Wy to ocenicie
kupując moją książkę albo nie, czytając ją do końca w skupieniu bądź
zarzucając jej lekturę po paru stronach. Tylko że tak nie da się rozmawiać o
moralności! Nie można zakładać, że wszyscy są dobrzy, zasługują na szacunek
i zrozumienie, a co najwyżej tylko czasami popełniają błędy (do których
oczywiście „mają prawo”). Nie możemy, rozmawiając o etyce, zachowywać się
jak sprzedawca w sklepie i klient albo jak dziennikarz telewizyjny i jego
widz. Ale co w zamian? Otóż, niestety, nic określonego. Nie ukształtowało
się jeszcze nic trzeciego, poza kulturą pouczania (wychowywania) i kulturą
dogadzania i „okazywania zrozumienia” wszystkim i zawsze. Każda porządna
książka o etyce musi się z tą trudnością zmierzyć, to znaczy wnieść jakiś
wkład do poszukiwania nowej formy samorozumienia człowieka, a w tym nowej
formy samorozumienia filozofa, etyka, autora książki, czytelnika i po prostu
kogoś myślącego. Proszę wszystkich o współudział w tym niełatwym
przedsięwzięciu. Niełatwym, bo jego początkiem jest rozstanie się z błogą
oczywistością „bycia sobą”, z rzekomo dobrze ugruntowaną samotożsamością,
której złudny miraż góruje jak niekwestionowany dogmat wiary nad całą
kakofonią WSSM.
A jednak, mimo tego ścisłego przywierania naszej
pospolitości etycznej do kultury XIX i XX wieku, istnieje pewna historyczna
analogia dla WSSM. Stanowi nią starożytny hedonizm (od greckiego słowa
hedone, oznaczającego dobre, przyjemne przeżycie), zwany inaczej
epikureizmem – rzecz jasna od nazwiska Epikura, greckiego filozofa, żyjącego
na przełomie IV i III wieku p.n.e. Jak myślał Epikur, niechaj opowie ten
wierszyk nieznanego autora:
Epikur
Bądź sobą, z przyjaciółmi, z przyjaciółkami
Miłymi w Ogrodzie, wśród kwiatów i zagonów
Przed światem ukryty, wolny od trosk i ambicji
Nie królowi służ, lecz szczęściu własnemu
Roztropnie przyjemność wybierając, nie uciechę
W domu przyjaźń i serdeczność, nie w państwie
Co dobrym jest, gdy nikomu nie szkodzi. Przeto:
Daleko od zgiełku, w niezmąconym ducha spokoju
Chlebem, wodą żyj w czystości, w radości, z innymi
Jak przyjemnie! Nie chcieć wiele i niczego się nie bać
Ni bogów, co milionami międzygalaktyczne próżnie
W szczęściu wiecznym zamieszkują, na ludzi nie bacząc
Ni śmierci, której nie poczujesz, ni bólu, co krótki
Nie bój się! Pogódź się z naturą, boś w ciele u siebie
To ty: atomów związek, ciało duszy w zwierzęcej postaci
Mistrz Demokryt dawno to wyjaśnił, choć wrogowie
Rozsądku i szczęścia, ten Platon z Arystotelesem,
Okłamali nas i duchów mirażem zmamili
Nie tam, w zaświatach szczęście, lecz tutaj!
Raz się żyje i ciałem się żyje, więc żyjmy!
Bez strachu, mile i pogodnie – to sztuka
Król życia, boski Epikur, czci zaznał na wieki
Greków i Rzymian zastępy uczył życia miłego
I wiedzy o świecie, i poznania pewnego drogi
O naturze pisząc ksiąg trzydzieści i siedem,
Listów niemało i ogrodowe krzewiąc bractwa
Życie jest łatwe – gdy żyć już umiesz, więc uc