Jan Hartman
Bóg - drażliwe miejsce w filozofii
[Opublikowane w: Akcent 4(42) 1990, ss. 135-139.]
W filozofii istnieją przynajmniej dwa pojęcia absolutu, różne
od pojęcia Boga, czyniące zadość roszczeniu człowieka do sensowności świata i
jego w nim egzystencji. Są to pojęcia ducha (absolutnego) i świadomości
transcendentalnej. Oba, w różnych wariantach przyjmowane, spełniają podobną
funkcję teoretyczną jak pojęcie Boga, mianowicie wyjaśniają istnienie świata,
służą do sformułowania pewnej wizji wszechświatowego ładu, a do pewnego stopnia
pozwalają także potwierdzić kategoryczne domaganie się przez jaźń
niezniszczalności, implikując jakąś wizję nieśmiertelności człowieka.
Zarówno co do ducha, jak i świadomości transcendentalnej
spierać się można, czy są wolne, czy działają z pełną koniecznością, czy też ich
osobliwy status znosi jakoś tę opozycję. Obu tych instancji metafizycznych
dotyczy w pewien sposób kwestia wszechmocy i wszechwiedzy, a także ochrony
wolności ludzkiej i niepełnej determinacji w świecie. Te i inne zagadnienia w
podobny sposób wiążą się z duchem, świadomością transcendentalną, jak z Bogiem.
Podobne są też rozwiązania.
Co odróżnia istotnie pojęcie Boga od innych pojęć absolutu w
filozofii? Otóż wydaje mi się, że dwie rzeczy: radykalna transcendencja,
wielostronne przeciwstawienie domniemywanego Boga światu oraz jego osobowa
natura.
Klasyczne argumentacje, tzw. ,dowody istnienia Boga, nie
dotyczyły jednakże na ogół tych istotnych momentów. Przyjęcie pierwszej
przyczyny, ostatecznego celu czy bytu doskonałego, nie wyklucza jeszcze pojęcia
go jako ducha absolutnego albo transcendentalnej świadomości i bynajmniej nie
upoważnia jeszcze do pojmowania go jako osoby, jak to się na ogół dzieje.
Że argument za istnieniem absolutu nie jest automatycznie
argumentem za istnieniem Boga, to rzecz jasna. Można się jednak spierać, jaka
wizja absolutu jest bardziej uprawniona. Jeśli Bóg, to rzeczywiście teza o
absolucie równa się tezie o Bogu, ale pogłębiona analiza różnych pojęć absolutu
zdaje się być ciągle uwięziona w szrankach sporu między teizmem i panteizmem.
W średniowieczu problem wielości pojęć absolutu nie istniał,
stąd nic dziwnego, że argumenty na rzecz absolutu natychmiast traktowano jako
dowody istnienia Boga. Jaka jest jednakże w ogóle zasada tego rodzaju
argumentacji, a ewentualnie i wyboru pomiędzy różnymi pojęciami absolutu? Otóż
jest to na ogół argumentacja przypominająca pod względem swej redukcyjnej
logicznej struktury transcendentalną dedukcję znaną od Kanta - wskazuje się na
pewne „fakty” (na przykład niezbywalność myślenia o świecie w kategoriach ładu
przyczynowo-skutkowego, niezbywalność postulatu ogólnej sensowności,
inteligibilności wszystkiego), uwypukla się ową niezbywalność odpowiednich idei
i związany z tym ich regulatywno-postulatywny charakter (na przykład idea bytu
doskonałego jako z konieczności istniejącego), by w końcu sformułować warunki
ważności tych idei w tym roszczeniu, w jakim się pojawiają, a więc warunki tego,
że są rzeczywiste, obowiązujące. Tak rodzi się również teza transcendentalna o
istnieniu absolutu. Ściśle rzecz biorąc, jest to teza o transcendentalnej
obowiązywalności tezy o istnieniu absolutu, ale zastrzeżenie takie eo ipso
osłabiałoby tę obowiązywalność i przez to już jest nietrafne (metoda
transcendentalna zresztą zrównuje obowiązywalnie tezy z tym, co w języku
przedkrytycznym określiłoby się jako istnienie przedmiotu tej tezy i pewnych
jego własności). Wyraźnym przykładem transcendentalnego sensu uzasadnień
istnienia absolutu jest dowód ontologiczny. Ma on dwa wątki: w jednym pokazuje
się, że idea bytu doskonałego intencjonalnie zrównuje się z ideą „bytu
doskonałego wziętego jako istniejący”, co wiąże się z tym, że słowo „doskonały”
spełnia tu tylko formalną funkcję internalizowania intencji znaczeniowej słowa
„byt” i odsłania przez to oryginalny sens idei bytu, gdzie oczywiście jest on
„bytem jako istniejącym”. Drugi wątek jest właśnie ściśle transcendentalny i
jest konsekwencją pierwszego. Otóż jeśli apodyktycznie postulowana jest do
uzasadnienia (metoda transcendentalna) idea bytu doskonałego (jako idea
niezbywalna), to tym samym tej transcendentnej dedukcji podlega (ze względu na
to, co powiedziane powyżej) również idea-bytu-doskonałego-jako-istniejącego.
Podleganie jakiejś idei transcendentalnemu uzasadnieniu wyraża się w tezie o jej
zrealizowaniu, tu: Bóg istnieje. Przedmioty postulowane w filozofii
transcendentalnej, czy to ma być czas, wolność, czy też Bóg, występują jako
obiektywizacje (słowo „realizacje” jest tu raczej niewskazane) odpowiednich idei
regulatywnych. Ich formalny (regulatywny) charakter decyduje o tym, że są one
dowolnie pojemne, rozszerzają się w miarę rozszerzania się roszczeń czy
postulatów filozofującego umysłu, tak że na przykład różne transcendentalne
pojęcia absolutu nie są sprzeczne, a co najwyżej jedne zawierają więcej
materialnych określeń od innych lub też tylko pozornie są z innymi sprzeczne.
Zresztą w gruncie rzeczy te materialne określenia są obce intencji myślenia
transcendentalnego, tak że najlepiej byłoby wszystkie pojęcia absolutu zastąpić
pojęciem „pusto oznaczonym” (czysto regulatywnym) i jakimś neologizmem (na
przykład „neutrum”). Jeśli nawet zostałby wciągnięty do filozofii
transcendentalnej Bóg osobowy, to, że się tak wyrażę, nie ze względu na niego
samego, ale ze względu na pewne warunki teoretyczne, w których odbywałaby się
konstrukcja systemu transcendentalnego. Nie o tak pojętą tezę o istnieniu Boga
chodzi jednakże ludziom wierzącym, ale przecież tym samym, zgodnie z tym, co
zostało tu przedstawione, nie chodzi im o to, co mówi się na podstawie
stwierdzenia przygodności bytu i domagania się przezeń absolutu jako ostatecznej
racji swego istnienia - takie bowiem właśnie myślenie wprowadza umysł na drogę
metody transcendentalnej i instrumentalizuje absolut. Mówiąc najprościej, dla
wierzącego Bóg nie istnieje „po coś”, choćby to nawet miało być usensownienie
świata i ugruntowanie metafizyczne przygodnego bytu. Oto więc ważna konkluzja,
która zresztą jeszcze powróci: religijne pojęcie Boga formalnie wyklucza
wikłanie go w dedukcję transcendentalną, a w tym w argumentacje typu
uniesprzeczniania pewnych stanów rzeczy i odpowiednich idei (na przykład ciągu
przyczynowego, przygodności bytu) czy też dowód ontologiczny.
Może jednak możliwe są inne niż transcendentalistyczne
argumenty na rzecz istnienia Boga osobowego, a eliminujące inne absoluty? Z góry
musimy powiedzieć, że musiałyby to być argumenty pozytywne, czyli faktualne,
wykazujące zachodzenie pewnego „faktu” w świecie (faktu istnienia Boga), co o
tyle brzmi już paradoksalnie, że ex definitione Bóg ma być
transcendentny, a więc i jego istnienie nie może być ściśle faktem (faktem
światowym), a co najwyżej może się odzwierciedlać w faktach. Gdybyśmy więc
podjęli się uzasadnić istnienie Boga jako fakt, musielibyśmy rzeczywistość
radykalnie rozdwoić na rzeczywistość faktów światowych, wśród których byłaby
faktyczna obecność wszechwładnej osoby, i rzeczywistość radykalnie
transcendentną, widzianą jednakże z naszej perspektywy światowej jako
transcendentną w jakichś tam światowych sensach (nieskończoność, doskonałość,
absolutność bytu itd.), ale w istocie będącą radykalnie niekategorializowalną.
Ważność bytowa, właśnie: faktyczność światowej rzeczywistości faktów,
pochodziłaby z obecności w niej (w najpełniejszy, jak to możliwe, sposób) osoby
tożsamej z bytem transcendentnym, stanowiącym z natury swej źródło ważności
bytowej w ogóle. Warunkiem faktyczności Boga byłaby więc jego obecność w świecie
faktów (naszym świecie), ale też warunkiem jego właściwej boskości byłaby Jego
radykalna transcendencja. Dla ratowania faktyczności Boga trzeba jednak dokonać
nie tylko, jak by się wydawało z tego, co tu powiedziano, jego rozdwojenia, ale
roztrojenia. Oba aspekty Boga (Bóg w świecie i Bóg transcendentny) zostały
bowiem ujawnione w perspektywie światowej (w nastawieniu obiektywistycznym,
naturalnym) - Bóg transcendentny jest co prawda pozaświatowy, ale czysto
formalnie, przez negację wszystkiego, co światowe (oprócz tego oczywiście, co
Bóg „światowy” w dziedzinie faktów sam zaprezentował jako swój wytwór -
objawił). „Dwaj” Bogowie widziani ze świata domagają się jeszcze formalnego
uzupełnienia o „Boga, którego w ogóle dla nas nie ma” - abstrakcyjne
ucieleśnienie transcendencji absolutnej, absolutnie pozbawiającej nas możliwości
określenia jej, nawet jako tego, co nieokreślone i radykalnie transcendentne. Co
prawda o „trzecim Bogu” też można powiedzieć, że jest widziany z
perspektywy światowej i postulować czwartego Boga, i tak w nieskończoność. Rzecz
w tym jednak, że kolejni Bogowie nie dodawaliby żadnego nowego sensu do tego, co
zawiera się w idei trzeciego Boga. Naturalnie, trzeci Bóg jest Bogiem i choć
jest dla nas abstrakcyjny, to pojęty być może jedynie jako ten sam, co Bóg
radykalnie transcendentny (negatywnie określony) i Bóg w świecie.
Podsumowując tę wizję Boga będącego faktem światowym, a
zarazem transcendentnego, możemy ją krótko sparafrazować: Bóg jest jeden. Ma
trzy aspekty - jest faktem światowym, faktycznym sprawcą różnych faktów, zdolnym
do sprawienia każdego faktu (można powiedzieć, że Bóg „ma sprawy na ziemi”);
jest samoistną i transcendentną rzeczywistością (ma „swoje własne sprawy”); jest
tym, czym się nam ukazuje (jest tym rzeczywiście, bo nie zwodzi), czyli tym, co
transcendentne radykalnie, negatywnie określone, niedostępnym kresem naszego
poznania (Bóg ma wolę objawić się nam jako transcendencja, jako pośrednik między
sobą w świecie i sobą transcendentnym w sposób absolutny).
Przedstawiona wizja mogłaby ulec przeróżnym modyfikacjom, z
których pewne miałyby swój historyczny wyraz. Szkic powyższy, teologia w
pigułce, nie ma na celu prezentacji jedynie słusznego rozwiązania zadania
pogodzenia „światowego” Boga z jego transcendencją. Chciałem w nim tylko pokazać
nieuchronną transcendentalność możliwych rozwiązań. Już sam motyw ważności
bytowej gwarantowanej przez podmiot aktów, motyw konieczny w każdym rozwiązaniu,
kieruje nas ku myśleniu transcendentalnemu. Charakterystycznym symptomem jest
także triada - trójpodział w jedności.
Pytanie o dowód istnienia przedmiotu rozumowania
transcendentalnego jest z punktu widzenia pola teoretycznego otworzonego przez
to rozumowanie nonsensem. Jeśli więc myśląc o Bogu jako istocie światowej,
przeczuwa się transcendentalny układ, podobny do tego, który tu naszkicowałem,
to pytanie o istnienie takiego Boga nie jest wcale normalną, pełną
problematyzacją - przedmiot postulowany rozumowaniem transcendentalnym w ogóle
nie podlega wątpieniu co do ważności bytowej. Tak właśnie jest w przypadku
pytania o istnienie Boga jako faktu światowego, pytania postawionego przez
człowieka wierzącego - Bóg jest tu ,,transcendentalnie”, z góry postulowany,
chodzi więc tylko o to, czy da się wykazać obecość tego pierwszego Boga - Boga w
świecie, czy rzeczywiście zaszły fakty wskazujące, że ich źródło musi być
nadnaturalne. Wyjaśnia się tu, że powoływanie się na cuda w celu wykazania
istnienia Boga wcale nie jest nieracjonalne, więcej: jest najzupełniej zgodne z
rzeczywistą intencją pytania o istnienie Boga. Można by rzec, że postulowany
transcendentalnie Bóg filozofii nie dopuszcza nawet sensownego pytania o Jego
istnienie, a pytanie egzystencjalne zadane przez człowieka religijnego wcale nie
domaga się filozoficznej odpowiedzi, ale właśnie religijnej.
Jednak, czy filozoficzna odpowiedź nie jest możliwa, czy nie
da się apriorycznie wykazać owego szczególnego faktu w świecie? Może istota
wszystkich możliwych faktów w świecie domaga się współwystępowania tych faktów z
faktem Boga? Niewykluczone. Należy jednak stanowczo podkreślić, że zarówno
obiektywistycznie nastawiona ontologia, która domagłaby się obecności Boga w
świecie, jak i nauki przyrodnicze, gdyby na swój sposób postulowały Boga, nigdy
nie będą w stanie znieść niepokoju dotyczącego istnienia Boga transcendentnego
ani nie ułatwią zrozumienia jego istnienia, zrozumienia, którego domaganie się
także zawarte jest w pytaniu „czy Bóg istnieje?” To, czego istnienie może
wykazać ontologia lub nauka, każdy jej możliwy przedmiot, właśnie dlatego, że
jest przedmiotem poznania, jest za słaby bytowo, a samo wykazywanie jest zbyt
słabym logosem, by mogło przystawać do tego, co zawarte jest, a raczej
afirmowane, w idei Boga. Ontologia i nauka wytwarzają przedmioty intencjonalne
(pojęcia, sądy), które mają być pod względem treści tożsame z zawartością
przedmiotów nieintencjonalnych. To metodologiczne ustanowienie dystansu pomiędzy
przedmiotem nauki a przedmiotem w świecie, nie mówiąc już o rozpowszechnionym
wciąż schemacie fenomenalistycznym, zupełnie wyklucza adekwatność nauki i
ontologicznej filozofii do intencji zawartej w pytaniu o istnienie Boga, która
jest skrajnie metafizyczna.
Można by jeszcze liczyć na to, że metafizyka realistyczna,
oparta na doświadczeniu „odpoznawania” rzeczywistości i doświadczeniu
realistycznej otwartości na wszystko, co doświadczane, i nie zagrożona w swej
prawdzie przez dystans poznawczy, którego nawet zresztą nie czyni tematem, że
taka metafizyka jest odpowiednim narzędziem do rozumowego uprawnienia człowieka
do wiary w istnienie Boga w świecie jako istoty tożsamej z Bogiem
transcendentnym, postulowanym jako istniejący w samym pojęciu Boga. Otóż
nadzieja ta jest złudna z powodów, o których już tu wspomniano. Po pierwsze,
pozytywnie Boga w doświadczeniu świata po prostu nie odnajdujemy. Świat co
najwyżej domaga się Boga, ale przyjmowanie Boga na przykład jako konsekwencja
postulatu sensowności całokształtu doświadczenia oraz inteligibilności bytu jest
pusto-formalne, afirmuje sens bytu, a nie samego Boga, rodzi transcendentalny
postulat, a co najwyżej formalne pojęcie, ale nie metafizyczną prawdę. Po
drugie, żadna metafizyka nie może uniknąć statusu ludzkiego poznania i jego
słabości. Nawet najbardziej sugestywna doktryna metafizyczna z pewnego
oddalenia, gdy nie jest się aktualnie zaangażowanym w jej rozumienie,
przedstawia się jako jeden z wielu, różnorako uwarunkowanych ludzkich systemów
myśli, słowem: podlega psychicznemu zdeprecjonowaniu. Tymczasem nachalna
doniosłość egzystencjalnego problemu Boga wyklucza, by rozwiązanie mogło mieć
status wiedzy, choćby i koniecznej, ale dającej się porzucić, zdeprecjonować.
Na terenie nauk pozostaje jednakże jeszcze jedna możliwość
zmierzenia się z problemem Boga zgodnie z wewnętrzną intencją pytania o
istnienie Boga stawianego przez wierzących, którzy chcą swą wiarę
zracjonalizować. Jest to droga filozofii transcendentalnej. Jak starałem się
pokazać, myśl apologetyczna, inicjowana pytaniem o istnienie Boga, rozumianym
zgodnie z filozoficznym sensem pojęcia Boga, spontanicznie schodzi na tory
myślenia transcendentalnego. No, ale właśnie to myślenie, przejawiające się
nawet w realistycznej metafizyce, gdy stawia zagadnienie Boga, prowadzi do
abstrakcji Boga, do czynienia zeń idei regulatywnej, którą wysługuje się system
teoretyczny dla swoich celów. Oczywiście, postawa transcendentalna nie
uniemożliwia troskliwego respektowania sensu pojęcia Boga oraz liczenia się z
intuicjami i potrzebami jego religijnej percepcji. Rzecz w tym jednak, że sam
motyw przyjęcia w łono teorii pojęcia Boga, motyw, którym jest potrzeba
ostatecznych, transcendentalnych uzasadnień, a także sposób dokonania tego
przyjęcia, jakim jest transcendentalny postulat, jest nie przystający do
religijnej intencji zajmowania się Bogiem i włączania go w życie praktyczne i
umysłowe. Specjalna, a priori afirmująca filozofię i radykalnie
postulująca jej sukces postawa heurystyczna, której realizacją jest myślenie
transcendentalistyczne, kłóci się z postawą przedkrytyczną, w ramach której
stawiane jest pytanie o istnienie Boga i w ramach której ma to pytanie uzyskać
odpowiedź. Problem Boga domaga się rozwiązania nie tylko koniecznego i
oczywistego, ale także naturalnego, bez żadnych specjalnych zabiegów, dostępnego
dla każdego człowieka - już sam fakt uteoretycznienia zagadnienia odbiera mu
właściwy jego charakter, bo to, co należy do teoretycznej aktywności człowieka,
zdaje się (wbrew Heglowi) w ogóle z natury czymś niższym od życia religijnego.
Problem Boga, choć formalnie intelektualny, włączany jest przez wierzących do
życia religijnego, a życie teoretyczne z perspektywy religijnej z zasady
stawiane jest niżej jako coś z kultury, coś z przyrodzonych spraw ludzkich.
Złudne jest też mniemanie, że problem Boga jest natury
światopoglądowej. To bowiem, co w światopoglądzie jest racjonalne,
podporządkowane jest i stanowi niższą formę lub pozostałość nauki i filozofii;
racjonalność światopoglądu jest tego samego typu co racjonalność nauki - opiera
się na ideale obiektywności wiedzy, na epistemologicznych ideałach uzasadniania,
krytycyzmu, syntetyczności wiedzy i dziedziczy trudności nauki i filozofii.
Jedynym już miejscem, które mogłoby być właściwym miejscem
apologii Boga, jest teologia. I chyba tak jest w istocie. W teologii bowiem z
całą otwartością dopuszcza się wiarę. Powoduje to istotną modyfikację -
transcendentalny postulat (istnienia) Boga zastąpiony jest z powrotem przez
prostą wiarę, stan psychiczny. Transcendentalny postulat akceptowany jest ze
względu na spełnianie określonych funkcji teoretycznych (choćby nawet jego
skuteczność w tej roli miała jakieś heterogeniczne, na przykład psychologiczne
podstawy), natomiast treści wiary akceptowane są po prostu ze względu na nie
same, czyli tylko dlatego, że zadowalają pewne potrzeby ducha. Teologia nie jest
już dla wierzącego przypadkową, ludzką wiedzą, systemem, nie jest też nauką
wysługującą się pojęciem Boga dla celów teoretycznych. Teologia nie styka się
też z problemem niemożności pełnego sproblematyzowania Boga, spowodowanym
szczególnym charakterem jego pojęcia, bo taka pełna problematyzacja w ogóle nie
jest jej ambicją ani żadną potrzebą; teologia w Boga wierzy i całkowicie
przyjmuje apologetyczny i fideistyczny charakter zarówno samego pojęcia Boga jak
i religijnego myślenia o nim. Kontestować tę szczególną heurystyczną pozycję
pojęcia Boga próbować może, ex naturae rei bez powodzenia, tylko
filozofia.
Cała mądrość filozoficzna pochodząca z refleksji nad Bogiem,
także i ta zawarta w rezonerskich „dowodach na istnienie Boga”, stanowi
naturalną własność teologii. Dopiero w teologii treści filozoficzne dotyczące
Boga odnajdują swój żywioł, wyzwolone od heurystycznych trudności płynących z
charakteru poznania filozoficznego, o których była mowa.
Na marginesie warto zwrócić uwagę na ewentualną możliwość
(równoległej do teologii) teologiae diaboli, będącej apologią „boga”, w
którego pojęciu zawarte byłoby nieistnienie i pozorność. Taka antyteologia
odpowiadałaby na pytanie „na czym polega pozór Boga?”. Czy jednak taki modus
pojęcia Boga, w którym konieczne istnienie zastąpione byłoby konieczną
pozornością, jest sensowny, to sprawa dalsza, którą tu nie musimy się zajmować.
Niewygodna może skrótowość i skondensowanie tego eseju wymaga
wyeksponowania w zakończeniu tych treści, które nie dość wyraźnie dotąd
wystąpiły, oraz tych, które są szczególnie istotne:
1. Pytanie o istnienie Boga ma specyficzny status
heurystyczny, przynajmniej wtedy, gdy stawiane jest, tak jak to było na ogół w
historii filozofii, ze zrozumieniem, że do pojęcia Boga należy istnienie, i z
intencją apologiczną. Ten specjalny status heurystyczny polega nie tylko na tym,
że Bóg nie podlega pełnej problematyzacji co do swej egzystencji, ale także i na
tym, że problem Boga, ze względu na absolutną ważność przedmiotu, domaga się
takiej apodyktyczności od swego rozwiązania, że nie jest w stanie jej sprostać
żadna przyrodzona pewność naukowa, i to właśnie dlatego, że jest ludzka i
przyrodzona. Środki naukowe z natury przedmiotu są doń nieadekwatne.
2. Specjalny status heurystyczny nie oznacza, aby pytanie o
istnienie Boga było pozbawione sensu. Ma ono sens, co prawda zagmatwany, ale
uchwytny - przede wszystkim jest domaganiem się zrozumienia istnienia Boga i
zracjonalizowania wiary, zjednoczenia jej z pozostałymi typami aktywności
mentalnej. Niestety, pytanie o istnienie Boga, mimo że posiada sens teoretyczny,
z racji swej supradoniosłości z góry deprecjonuje perspektywę poznawczą
osiągalną w filozofii, a tym bardziej w nauce. Ta niemożność stania się
„problemu” istnienia Boga zagadnieniem stricte filozoficznym powoduje
właśnie, że jest w filozofii jakby miejscem drażliwym, stanowi w niej jakiś
wyłom.
3. Wiedza teoretyczna o Bogu nie przestaje być przez to
produktem i zasługą filozofii. Przede wszystkim odkrycie, że Bóg to Byt, jest
wynikiem refleksji filozoficznej. Także i rozumowania uzasadniające istnienie
Boga są potrzebne, bo pogłębiają jego rozumienie. Mają one jednak tendencję
transcendentalną i tym samym formalistyczną, przez co nie są interesujące z
punktu widzenia religijnej i apologetycznej intencji pytania o istnienie Boga i
same nie wystarczają do wypełnienia zadania racjonalizacji wiary; zadanie to
ostatecznie należeć musi do apologetyki teologicznej, choć ta naturalnie nie
może obejść się bez myśli filozoficznej.
Miło skonstatować, że wszystko, co zostało tu powiedziane,
może z wyjątkiem przypisania filozoficznej apologetyce Boga wydźwięku
transcendentalistycznego, jest właściwie zupełnie zgodne z tradycją, z tym, co
na ogół na te tematy się mówi.
|