Jan Hartman
Ostateczne rozstrzygnięcie wszystkich kwestii filozoficznych
[Opublikowane w: Teksty Drugie
1/2 (1998), ss. 207-222.]
Nie wolno wyobrażać sobie, że wyrabianie sobie poglądu na
kształt ostatniej myśli filozoficznej może zastąpić dochodzenie do niej, a więc
podążanie za koleją rzeczy w materii filozoficznej. Wyobrażenie końca jest
przydatne o tyle tylko, o ile jest komplementarne w stosunku do wyobrażenia
początku i źródła. Wszakże jeśli myślenie przedstawia się jako rozpoczynające w
pewnym punkcie, to zobowiązane jest mieć na uwadze to, iż wraz z ideą początku
przyjmuje ideę końca i musi nadać jej jakąś rangę. Nie oznacza to, że powstające
zagadnienie punktu wyjścia w filozofii jako sprzężone z zagadnieniem punktu
dojścia koniecznie musi przyjąć jakąś wyróżnioną rolę w dyskursie filozoficznym
– znaczy jedynie, że jeśli myślenie wyraża już jakąś nadzieję na spełnienie,
nadając abstrakcyjnej hipostazie tego spełnienia nazwę filozofii, to powinno
pozostać, najdłużej jak to możliwe, wierne temu formalnemu przedstawieniu
spełnienia, a więc w jakiejś mierze toczyć się z uwagi na swój ostateczny cel, a
nie tylko z uwagi na wymagania stwarzane przez najbliższe pojęcia i argumenty,
jakie akurat przychodzi mu rozważać w okolicznościach wywołanych przez takie czy
inne, bardziej lub mniej przypadkowe, pytanie. Stawiam więc postulat: zadajmy
nieprzypadkowe pytanie odnoszące się do celu, pytanie nie powodowane czystą
możliwością jego postawienia, do której dołącza się bodziec zaciekawienia.
Zarazem sugeruję, że takim pytaniem nieprzypadkowym, jeśli tylko odpowiednio
poważnie, a więc i odpowiednio fundamentalnie potrafimy je postawić, jest
pytanie: czego możemy się spodziewać po filozofii?
Odpowiedź tautologiczna brzmi: możemy się spodziewać tego, co
myśleniu właściwe, co należy do jego właściwości jako takiego; możemy się
spodziewać tylko tego, co leży w samych granicach myślenia. A czy możliwe jest,
aby było to coś, z czym dotychczas nie jesteśmy zaznajomieni? Otóż nic takiego
nie może się mieścić w granicach myślenia – przez myślenie bowiem nie określa
się niczego, co jeszcze nie myślane. Doskonałość, absolutność tkwiąca w każdym
akcie świadomościowym, jego wystarczalność dla siebie wyklucza, abyśmy
kiedykolwiek z myślenia byli niezadowoleni. O cóż więc chodzi? Skąd uczucie
niespełnienia i nadzieja, że spełnienie nastąpi? Otóż ta nadzieja i to uczucie
nie jest rzeczą myślenia – jest rzeczą woli, jest przejawem właściwego żywej
istocie chcenia rządzącego jej aktywnością, chcenia spacyfikowanego przez
intelekt i sprowadzonego do woli prawdy. W takich warunkach pojęciowych i
psychologicznych znajduje się filozof. I dlatego z wielkim zażenowaniem odnosi
się on do myśli, koniecznej i konsekwentnej, że myślenie ma coś do zrobienia,
czego jeszcze nie dokonało. Takiej wiary, że odkryje coś nowego, jakiś pozytywny
sens, który na razie nie jest nawet przeczuwany, że dojdzie do jakiejś
pozytywnej prawdy, której nawet nie dosięga jeszcze mglistym wyobrażeniem –
myślenie się wstydzi. Dlatego wiarę taką wyszydza i nazywa naiwnością, a w
szczególności naiwną pychą rozumu wyobrażającego sobie ideę prawdy absolutnej i
ostatecznej, przekonanego, że jest ona w jego zasięgu. Obnażenie tego
zawstydzenia myślenia przed samym sobą jest konieczne nieprzypadkowego
postawienia pytania o to, czego możemy spodziewać się po filozofii. Dlatego
tytuł tej pracy mógł być tylko taki – zawstydzenie to wywołujący.
Pojęcie filozofii jest nad wyraz przejrzyste. Jego sens
wyczerpuje się w ustanowieniu formalnej idei spełnienia zadania myślenia w
ogóle, a ściśle – ustanowienia jej jako idei celu, a więc łącznie z domniemaniem
trafnej drogi ku kresowi myślenia. Czysta idea filozofii jako celu i spełnienia
ma sens formalny, a dokładnie: regulatywny, co oznacza w szczególności, że nie
jest ideą realną – nie towarzyszy jej realna nadzieja na to spełnienie. Czysta
idea celu służy swemu korelatowi – idei drogi myślenia – za prosty i
logiczny warunek możliwości; przedstawienie celu umożliwia przedstawienia
myślenia jako drogi, czyli uporządkowanego postępu w jednym kierunku. W istocie
to właśnie droga myślenia określana jest mianem filozofii, a nie czysta idea
spełnienia, która, gdy tylko potraktować ją realnie – jako możliwy cel realny –
natychmiast zostaje zagrożona w swej regulatywnej funkcji. Proste powołanie się
na ideę celu myślenia jako celu realnego, a więc podjęcie zadania zakończenia
myślenia, budzi najżywszy niepokój o status quo filozofii jako
permanentnego zmierzania do idealnego celu i zostaje z całą gwałtownością
ukarane jako zdrada lub szaleństwo. Etymologiczny sens słowa „filozofia”
dokładnie oddaje tę dialektykę, niosąc też przestrogę dla obrazoburców i
pyszałków, którzy chcieliby być sophoi, będąc zaledwie
philosophoi.
Program założony w samym pojęciu filozofii wyznacza ściśle
zręby filozoficznej pojęciowości. Cel myślenia nazwany zostaje Prawdą, trafna
droga – prawdziwą filozofią bądź nauką (episteme), manowce trafnej drogi
– błędem. Korelat ostatecznej Prawdy, czyli to, czego jest prawdą lub
o czym jest prawdą, zostaje określony jako byt, natomiast myślenie
zapośredniczone, to znaczy nie będące myśleniem siebie, lecz odnoszące się do
swego korelatu (tego, o czym jest myśleniem) i dopiero poprzez to odniesienie
odnajdujące się w sobie jako Prawda siebie samego (własna Prawda myślenia),
nazwane zostaje poznaniem. Już tych kilka rażąco spekulatywnych kroków,
które Grecy uczynili na samym początku zainicjowanej przez siebie gry w
filozofię, pokazuje jasno, do jakiego stopnia dyskurs filozoficzny zniewolony
jest przez konieczność naśladownictwa w swej fundamentalnej strukturze
konceptualnej spekulatywnej struktury wyznaczonej przez program wyjściowy,
streszczony w samym pojęciu filozofii i związanym z nim patetycznym etosie.
Sądzę, że kluczowym aktem tego odzwierciedlenia jest ustanowienie pojęcia bytu.
Absolutyzm pojęcia filozofii, które ma się odnosić do absolutnej wiedzy o
absolutnie wszystkim, co jest godne wiedzy i nosi w sobie Prawdę (a więc jest –
to kolejny przykład spekulatywnej genealogii pojęcia filozoficznego – istotne),
znajduje odzwierciedlenie w absolutyzmie pojęcia bytu. Radykalne pojęcie bytu,
łączące pojęcie absolutu z pojęciem form ułomnych i naśladowczych (byty
przygodne, stworzone) jest kalką pojęcia filozofii, łączącego pojęcie absolutnej
mądrości z pojęciem form ułomnych i naśladowczych mądrości, zwanych filozofiami.
Czy możemy wyzwolić się z zaklętego kręgu spekulacji
wyrastającej ze źródłowego konceptu filozofii? Czy możemy uwolnić się od
szantażu regulatywnej idei filozofii, która wiąże nas z wyobrażeniem celu,
zakazując jednocześnie myślenia o osiągnięciu tego celu na serio? Innymi słowy:
czy możemy wreszcie filozofować poza filozofią, wywinąć się przebiegłym fortelom
naszych greckich panów? Taka jest dzisiejsza postać pytania o ostateczne
rozstrzygnięcie: jak skończyć z filozofią?
Jest to pytanie prześmiewcze i przewrotne. Nikt bowiem nie
myśli o tym, by skończyć z filozofią, używając jej własnych środków, a więc
filozoficznie – równałoby się to wszakże osiągnięciu jej świetlanego celu, czego
filozofia surowo zakazuje i do czego nigdy nic dopuści, skoro nie jest w jej
interesie, by kiedykolwiek zakończono jej chlubną historię. Sceptyczne echo z
dawien dawna gderliwie rezonuje wszystkie patetyczne deklaracje etosu filozofii.
Pytanie: jak skończyć z filozofią? rezonuje patetyczne pytanie: jak osiągnąć
mądrość? Wzniosły mit o aporetyczności filozofii i nieustannym zwracaniu się ku
źródłom i „pierwszym pytaniom” powraca w obrazku psa kręcącego się wokół
własnego ogona; mit o nieosiągalnym ideale Prawdy, ku któremu niewzruszenie dążą
pokolenia szlachetnych filozofów, powraca w ponurych sceptycznych bajkach o
szaleństwie i politycznej zbrodni, która czeka na horyzoncie filozofii,
przebrana za Prawdę.
Pytanie, jak skończyć z filozofią, zostało już dawno
postawione i niejednemu udało się już dążenie do Prawdy przedzierzgnąć w dążenie
do unicestwienia filozofii szyderstwem; grozi za to śmierć nietzscheańska – ze
śmiechu. Cóż zatem można zrobić z etosem filozofii i zawartym w nim zakazanym
powołaniem do ostatecznego rozstrzygnięcia wszystkich kwestii filozoficznych,
skoro ani nie wolno ogłaszać rozstrzygnięcia, ani się nie opłaca skazywać na
niebyt intelektualny, w który spychani są zatwardziali sceptycy i prześmiewcy?
Chciałbym wskazać tu drogę odpowiedzi na to pytanie, która jest zarazem drogą
postawienia pytania, czego możemy się spodziewać po filozofii, w sposób
nieprzypadkowy, a więc z punktu widzenia całkowitego i bez reszty uwikłania w
los filozofii, który przyjmuje się za los własny.
Po pierwsze, muszę pogodzić się z warunkami, jakie nakłada na
mnie obywatelstwo państwa filozofii, które nie jest państwem wolnych duchów,
choć za takie chce uchodzić wobec obcych. Państwo filozofii jest bowiem państwem
wyznaniowym – kto nie wierzy w Prawdę i Absolut, ten musi się gęsto tłumaczyć i
znosić różne przykrości. Ponadto państwo to nie pozwala swoim obywatelom na
opuszczanie swych granic – rozciąga je tak daleko, jak daleko są oni w stanie
dojść.
Po drugie, zamierzam być lojalnym obywatelem – filozofii nie
da się uprawiać nielojalnie wobec roszczeń filozofii, bo tworzy się w ten sposób
filozofię, która będzie musiała być oceniona jako zła. A przecież nikt sam nie
tworzy kryteriów dobrej i złej filozofii i wobec tego nie może ich ignorować,
ogłaszając, że te, które mu nie odpowiadają, są nieważne.
Po trzecie, pozostając lojalnym obywatelem państwa filozofii,
postanawiam, w zgodzie z panującym tu prawem, szukać enklaw wolności, w których
dyskurs filozoficzny będzie względnie niezależny od dominującego dyskursu
wyznaczającego wielki projekt i etos filozofii.
Te założenia decydują o tym, że podejmując się uczynienia
czegoś dla filozofii poprzez rozważenie, co może ona uzyskać w ogóle z refleksji
kierowanej pytaniem o ostateczne rozstrzygnięcie wszystkich zagadnień
filozoficznych, podporządkowuję się zasadzie radykalnej immanencji. Znaczy to,
że poprzestanę na wysławianiu ruchu pojęć filozoficznych, a więc na spekulacji,
nie pretendując – jak Hegel – do powoływania do życia w dziedzinie pojęcia
nowych „faktów”, wobec których coś w tej dziedzinie – na przykład idea filozofii
– staje się istotnie nie takie, jakim było wcześniej. Ściśle mówiąc, zamiast
pretendować do realnej zmiany w dziedzinie Pojęcia, skorzystam z niezbywalnego
prawa, jakie daje mi filozofia, prawa do formalnego założenia w Pojęciu nowego
modus. Zakładam więc pustą formę absolutnego spełnienia roszczeń
filozofii, wziętego jako pewna domniemana treść teoretyczna. Nazwę ją nie tak,
jak się ona tradycyjnie nazywa – filozofią lub systemem – ale mianem odnoszącym
się do tej pustej formalności, którą chcę wyświetlić. Niech mianem tym będzie
słowo neutrum. Dokonane w ten sposób założenie w Pojęciu z zasady nie
zawiera żadnego przesądzenia – nawet takiego, że absolutne spełnienie i cel
myślenia miałyby być czymś w sobie określonym. Neutrum jest funkcją pojęciową,
odnoszącą się do wszystkiego, co spełnia oczekiwania, jakie stawiać można
ostatecznemu celowi myślenia. Można dlatego powiedzieć, że nie ma żadnych
określeń „własnych”. Nie jest to jednak wystarczające, zważywszy, że
podstawiając pod neutrum zmienne określenia w zdaniach o formie „neutrum
jest...”, będziemy im nadawać rangę określeń równoważnych, równie uprawnionych
jak to, za pomocą którego pojęcie neutrum tutaj wprowadziłem, a więc jak to, że
neutrum jest pustą formą spełnienia roszczeń filozofii, domniemaną jako
wypełniona treścią, która nie jest nam jeszcze znana. Dlatego można by
powiedzieć, że neutrum jest abstrakcyjnie założonym czynnikiem jedności
wszystkich uprawnionych ogólnych określeń ostatecznego celu myślenia, ale należy
przy tym pamiętać, że również niniejsze określenie wpisuje się w szereg
równoprawnych określeń, będących podstawieniami funkcji pojęciowej, jaką jest
neutrum. Ta równoprawność, proste pozostawanie obok siebie tych określeń, jest
korelatywne względem tego określenia neutrum, zgodnie z którym jest ono funkcją
pojęciową. Z całkiem innego punktu widzenia można jednak potraktować pustą
formalność neutrum jako quasi-określenie odnoszące się do absolutnie
wyzbytego pozytywnej treści elementu ruchomego struktury pojęciowej – „logemu” –
który, na podobieństwo pustej przegródki, wywołuje ruch Pojęcia, uzyskując
zarazem czysto kontekstualne określenia, uzależnione od każdorazowej,
przyjmowanej przez siebie, pozycji. Idea takiego elementu ruchomego jest
fundamentalna dla myślenia strukturalistycznego. Oto więc dzięki instaurowaniu
pojęcia neutrum może odsłonić się przed nami związek między absolutystyczną ideą
pustej formy ostatecznego spełnienia roszczeń rozumu (domniemanego jako pewna
pozytywna treść) a radykalną ideą czystej nie-tożsamości, różnicy. Naturalnie,
związek ten wyraża się właśnie w radykalizmie obu tych pojęć i można go oddać za
pomocą określenia zapośredniczającego oba koncepty, mianowicie, że neutrum to
wszelka postać absolutu, czyli po prostu absolut. Również i to określenie jest
wszakże jednym z wielu, a jego roszczenie do szczególnej trafności i ogólności
jest unieważniane przez każde inne określenie.
Jeśli te przykłady dyskursu stosującego pojęcie neutrum
umożliwiły choćby wstępne zrozumienie jego specyficznego i bardzo abstrakcyjnego
charakteru, to możemy przejść do zastosowania go w kwestii ostatecznego
rozstrzygnięcia.
Przyporządkujmy dyskursom spolegliwym w stosunku do
źródłowego projektu filozofii właściwe im podstawienia neutrum.
Pierwotny projekt ustanawia filozofię jako bezinteresowne
dociekanie ostatecznej prawdy o wszystkim, co ważne; dociekanie przybierające
formę nieodpartej i jasnej argumentacji, zmierzającej do ostatecznych i
wyczerpujących tez, składających się łącznie na mądrość filozoficzną. Teleologia
wyznaczona przez tę postać projektu filozofii posługuje się następującymi ideami
absolutnymi, które podstawiają (służą za określenia) neutrum ze strony
związanego z nimi dyskursu: Prawda absolutna (zwana wieczną), mądrość (Prawda
jako znajdująca się w posiadaniu człowieka) i dowód (będący wysłowieniem Prawdy
poprzedzonym apodyktycznym i niepodważalnym dyskursem).
Ten pierwotny projekt od początku, ale bardziej wyraźnie w
późnej starożytności i średniowieczu, korygowany był w sposób pozwalający
pewniej zabezpieczyć regulatywny charakter idei teleologicznej. Utożsamiano
bowiem Prawdę z boskim Absolutem, przez co filozofia uzyskała dwuznaczny status,
stanowiący podstawę odróżniania jej ortodoksyjnych i wypaczonych postaci.
Poprawność polegała na uznaniu transcendencji celu filozofii, a więc zarazem jej
niezdolności do samodzielnego jego osiągnięcia, które zostało scedowane na
kontemplację mistyczną, wspartą teologią. Niepoprawność – odpowiednio – polegała
na immanencji celu filozofii, a więc aprobowaniu autonomii i wolności spekulacji
(zwanej dialektyką). Neutrum w tej sytuacji występuje oczywiście jako Absolut
wraz z przysługującą mu serią doskonałości, wyznaczoną już przez starożytny
dyskurs teodycealny: Unum, Verum, Bonum, Pulchrum,
Actus purus, Primus Motor, Prima causa, Ens a se.
Jedyną absolutną ideą heurystyczną w ramach immanencji filozofii pozostał dowód
i jego zasady formalne (prawa logiki) oraz ostateczna zasada przedmiotowa:
adequatio ad rem. Prawda zupełna, absolutna i całkowita zostaje zupełnie
oddzielona od dyskursu i utożsamiona z aktem intelektualnym Boga, tożsamym z
Jego aktem istnienia i istotą.
Epoka klasyczna przynosi nową modyfikację dyskursu
fundującego projekt filozofii. Zachodzi tu znów rozdwojenie zasady
teleologicznej. Pierwsza idea celu ostatecznego zostaje wyznaczona jako idea
regulatywna wiedzy ludzkiej w ogóle, w stosunku do której filozofia jest jedynie
częścią. Jest to idea pełni wiedzy pozytywnej o naturze, rzeczach ludzkich i
boskich, idea systemu nauk. Ta idea jest wprawdzie ideą regulatywną, lecz
zarazem ideą realną, bo ziszczalną sub speciae aeternitatis. Neutrum
określa się oczywiście względem tej idei jako założona postać jej realizacji, a
więc jako pełnia wiedzy. Gdy chodzi natomiast o samą filozofię, to jej absolutne
roszczenie zostaje zmodyfikowane w ten sposób, że wprawdzie jej nowo określony
cel – ufundowanie niewzruszonych podstaw nauk – nie jest już ostatecznym celem
poznawczym w ogóle, lecz za to warunkiem możliwości realizacji tego celu
nieabsolutnego czyni się osiągnięcie immanentnego celu filozofii, którym jest
określenie absolutnego początku (punktu wyjścia) wiedzy. Zadanie to zostaje
znowu pojęte jako zadanie realne – absolutną podstawę wszystkich nauk, pierwszą
fundatorską Prawdę, na której oprze się cały system nauki, filozof odkrywa i
wyjawia realnie i całkowicie. Wśród wielu podstawień neutrum odnoszących się do
fundatorskiego absolutu immanencji filozofii wyróżnia się cogito, Ja
absolutne i Ja transcendentalne, jako postacie absolutnej zasady subiektywności,
oraz Metoda, Pierwsza Zasada i Pierwsze Zdanie, jako postacie absolutnej zasady
obiektywizacji rozumu w wyartykułowanym dyskursie.
Gwałtownego kryzysu doznaje projekt filozofii u schyłku epoki
klasycznej, gdy regulatywny charakter ostatecznego rozstrzygnięcia zostaje
explicite ogłoszony właśnie jako regulatywny, natomiast teleologia
absolutnego punktu wyjścia zostaje sprzęgnięta i do pewnego stopnia uzależniona
w swym powodzeniu od perspektyw realizacji ostatecznego rozstrzygnięcia. Zgodnie
bowiem z Kantowskim projektem krytycznym, ufundowanie nauk w określeniu ich
transcendentalnych warunków możliwości odbywa się w tym samym dyskursie, który
prowadzi do oceny perspektyw ostatecznego pozytywnego rozstrzygnięcia kwestii
istnienia Boga i duszy nieśmiertelnej. Wynik jest dla filozofii niekorzystny:
telos filozofii, ostateczne rozstrzygnięcie, nie jest jej domeną; jest
domeną życia, rozumu praktycznego. Filozofia musi zadowolić się rolą instancji,
która ogłasza, że życie wydaje w kwestiach metafizycznych werdykt po myśli
człowieka (Bóg istnieje i dusza nieśmiertelna istnieje), i wyjaśnia, dlaczego
rozum praktyczny tak właśnie stanowi. Neutrum Kantowskie określa się
następująco: idea dokonanej krytyki rozumu teoretycznego, praktycznego i władzy
sądzenia; system warunków możliwości wszelkiej nauki i metafizyki; system
metafizyki. Tak przedstawiają się u Kanta modi neutrum, odnoszące się do
telos filozofii. Inne idee, zawierające moment absolutny u Kanta, a więc
z pewnością dające się podstawić pod neutrum, to przede wszystkim: rzecz sama w
sobie oraz Bóg, dusza i świat jako idee rozumu.
Modernizm powraca początkowo, za sprawą Fichtego, do
bezpośredniego i realnego telos filozofii w postaci Ja i absolutnej
Zasady, a u Hegla następuje już radykalny powrót do źródłowego projektu
filozofii. Absolutna jedność wiedzy zostaje znów proklamowana i jako totalność
znów zostaje określona mianem filozofii. Pojęcie filozofii zostaje jednak
wzmocnione swoimi modyfikacjami odpowiadającymi różnym aspektom spekulacji. Te
modi to system, Idea, Prawda, Duch absolutny, a także inne, na przykład
określenia systemu: nauka logiki i fenomenologia ducha. Ostateczne
rozstrzygnięcie zostało przywrócone immanencji filozofii jako jej wewnętrzny
telos, choć zarazem zostało określone jako telos dziejów, religii i
sztuki. Wszystkie pojęcia Heglowskie delegowane do użytku absolutnego i w sposób
nieograniczony refleksyjne, takie jak Pojęcie, Idea i Byt, stanowią oczywiście
całą gamę podstawień neutrum.
Późny modernizm przynosi dekadencję projektu filozofii,
którego wszakże nie zdecydowano się podważyć, a co najwyżej po prostu porzucić,
na przykład dla całkowitego oddania się naukom. Ostateczne rozstrzygnięcie
próbowano traktować na podobieństwo celów religijnych, a więc w ramach
konformistycznego dyskursu pewnego rodzaju poprawności politycznej. Podobnie jak
o wierze religijnej, o idei ostatecznego rozstrzygnięcia mówiło się jako o
pożytecznym, bo inspirującym marzeniu, pięknej iluzji, metaforze albo
nieziszczalnym celu, do którego jednakże warto dążyć, bo takie dążenie odróżnia
człowieka – istotę wzniosłą – od wszelkiego bydlęcia. Oportunizm oświeconych
przedstawicieli oświecenia i pozytywizmu, którzy tym różnili się od
nieoświeconych przedstawicieli oświecenia, że nie pozwalali sobie na
niepotrzebne zatargi w tak delikatnych sprawach, jak religia i metafizyka,
wytworzył całą obrzędowość intelektualną, która tak brzydziła nieco
przewrażliwionego Fryderyka Nietzschego. Oportunizm intelektualny wyzbywa się
telos myślenia pod pretekstem wyrzeczenia się metafizyki, kojarząc go z
takimi modi neutrum, jak ostateczny cel egzystencjalny człowieka,
Transcendencja, najgłębsza potrzeba emocjonalna, tajemnica ludzkiego losu, i
wieloma innymi świeckimi bądź religijnymi określeniami. Generalnie rzecz biorąc,
w warunkach dominacji pozytywizmu i nauk projekt filozofii powrócił do stanu
średniowiecznego, tyle że ranga „transcendentnych rozważań” czy też dywagacji
„literatów i marzycieli”, zwanych potocznie filozofią, metafizyką lub mistyką,
które to terminy są w tym kontekście bliskoznaczne, jest w tych czasach zupełnie
inna niż ranga teologii zawłaszczającej telos filozofii w średniowieczu.
Modernizm, przenoszący telos myślenia poza horyzont
preferowanego przez siebie typu publicznego życia intelektualnego, otoczył go
pewnego rodzaju fałszywym szacunkiem, a w istocie zwulgaryzował jego ideę.
Jednocześnie, jak już wspominaliśmy, niemal każdy modus
idei ostatecznego rozstrzygnięcia wywołuje uczucie wstydu, tym bardziej że
potoczna edukacja każe w niej widzieć coś całkowicie anachronicznego,
staromodnego i naiwnego. Jak pisał Hegel o mentalności nowoczesnej, „z czymś
takim jak prawda już skończyliśmy, już załatwiliśmy się. Jesteśmy jak najdalsi
od pretensji do poznania prawdy, wiemy, że nie wypada nawet o tym mówić. Mamy to
już za sobą”. Zarazem jednak nowożytna kultura intelektualna, w szczególności w
swej części zwanej oświeceniem, wydała wiele radykalnych idei metafizycznych,
takich jak „człowiek”, „ludzkość”, „wolność polityczna”, „demokracja”, „dzieje”,
które oddziaływały tym silniej, że w potocznej świadomości pisarzy i uczonych
nie zostały podporządkowane jednej idei regulatywnej, wyznaczającej ramę ogółowi
wysiłków myślenia i zamykającej je w immanencji filozofii jako pewne jej
pojęcia. Jest rzeczą naturalną, że zażenowanie, jakie wywoływały w szerokiej
publiczności w ciągu ostatnich dwóch stuleci aspiracje filozofii, przeniosło się
na wszelkie radykalne pojęcia metafizyczne, jakich mnóstwo powstawało w tym
samym okresie. Ten stan rzeczy wywoływał – nadal wywołuje – charakterystyczną
konfuzję i miotanie się pomiędzy żywiołowym dyskursem metafizycznym a uczoną
wzgardą dla wszelkiej metafizyki i innych herezji, którym zdążono już nadać
mnóstwo samooskarżycielskich określeń, jak platonizm, kartezjanizm, racjonalizm,
oświecenie, metafizyka obecności, żeby wymienić tylko kilka. Przyjęło się od
początku XIX wieku nazywać ten stan konfuzji „kryzysem” bądź „kryzysem kultury”,
natomiast w odniesieniu do filozofii praktycznej i myśli politycznej nazywa się
go „dialektyką oświecenia”. Stan zupełnego zobojętnienia na dramaturgię tego
chronicznego kryzysu, którym szczyci się współczesna kultura, i wynikającą stąd
skłonność do nawykowego ironizowania, pogodnego sceptycyzmu, niefrasobliwego
synkretyzmu, a czasem nieodpowiedzialności i nawet nihilizmu w twórczości
intelektualnej, literackiej i artystycznej nazywa się nieraz „postmodernizmem”.
Jest to zresztą nazwa o tyle bałamutna, że akurat zamiłowanie do nazywania epok
jest charakterystyczne właśnie dla modernizmu i tym samym niegodne uczciwego
dekadenta. Przyznać wszelako trzeba, że to nie sami tzw. postmoderniści
wymyślili tę nazwę i się nią posługują, lecz stojący za nimi szereg komentatorów
i eseistów kibicujących tym poczynaniom. Cała ta sytuacja umysłowa naszych
czasów jest już aż za dobrze znana i nader dokładnie opisana – zarówno przez
podekscytowanych współczesnych literatów, jak i przez wielkich filozofów: Hegla,
Schopenhauera, Nietzschego. Dla filozofii ma ona niemałe znaczenie. Dyskurs
teleologiczny współczesności, odnoszący się do immanencji filozofii, wydał w
konsekwencji wspomnianych perturbacji przede wszystkim trzy idee ostatecznego
rozstrzygnięcia. Pierwsza z nich to idea absolutnej nicości telos. Druga
odniesiona jest do idei permanentnego kryzysu, w świetle którego telos
jawi się jako tzw. koniec, czyli spełnienie lub upadek nowożytnych projektów
poznawczych i politycznych: „koniec historii”, „koniec filozofii”, „koniec
człowieka”. Trzecia idea telos filozofii polega na potraktowaniu
ostatecznego rozstrzygnięcia jako pustego formalnego domniemania, wobec którego
przyjmuje się postawę absolutnej obojętności i indyferencji – jest to modus
neutrum bodajże najbardziej godny takiej n
|