Jan Hartman
Jan Hartman
Polska moich marzeń 2030
[napisane na Kongres Obywatelski 2010]
Jak każdy obywatel wyobrażam sobie czasami, jaki mógłby być kiedyś, w
przyszłości, mój kraj. W ciągu ostatnich dwudziestu lat zmienił się tak bardzo i
tak nieoczekiwanie, że brak już śmiałości, by wyobrażeniom takim nadawać rangę
przewidywań. Zawsze jednak wolno nam marzyć. A marzenia mogą mieć coś wspólnego
z rzeczywistością albo nie. Biorąc to pod uwagę, wezwany do głosu, formułuję
swoje marzenie o Polsce za kolejne dwadzieścia lat. Mają to być wszak marzenia
nie całkiem jałowe, ale zabarwione pewną dozą prawdopodobieństwa, a więc – dla
mnie przynajmniej, jako podmiotu marzącego – ekscytujące.
Jaki jest współczesna Polska, każdy widzi. Nie jest źle, choć zawsze mogłoby
być lepiej. Nie jest dobrze, choć przecież mogło być gorzej. Sądzę, że w tym, co
mogłoby pójść lepiej, szybciej, wciąż mamy przed sobą szanse. Polska nie jest
skazana na żadną z plag społecznych i politycznych, jak zacofanie, dyktatura
albo anarchia – wszystkich możemy uniknąć, choć ich zarodniki nosimy w sobie.
Jednocześnie nic nie jest in plus przesądzone – demokracja,
bezpieczeństwo i dobrobyt nie są dane raz i na zawsze. Mamy jednak silne
poczucie, że te fundamentalne wartości polityczne i społeczne nie są dziś
zagrożone. Nie muszę się więc nimi zajmować w swoim marzeniu. Zajmę się za to
tymi sferami życia, w których kwestia postępu nie jest całkiem jasna: jakością
życia publicznego, obyczajowością, prawem i funkcjonowaniem państwa oraz
stosunkiem państwa i społeczeństwa do otoczenia przyrodniczego.
I. Życie publiczne
Dziś Polska jest krajem prawie zupełnie prowincjonalnym, zaściankowym. Choć
ludności sporo, to życie publiczne toczy się pod dyktando kilku stacji
telewizyjnych oraz kilkunastu osób, których wypowiedzi dostarczają im tematów do
komentarzy. Co mądrego powiedział lider opozycji, a co biskup? A co na to
gwiazda popkultury? Gdybyż to były sprawy poważne. Ale tak nie jest – ogromna
większość spraw, którymi kolejno żyją media, także te lepsze, to sprawy błahe,
infantylne, a osoby pełniące rolę autorytetów publicznych zwykle nie wyróżniają
się ani cnotą, ani mądrością szczególną. W dużym, złożonym społeczeństwie tematy
naszych codziennych ekscytacji nie mogłyby nawet przebić się na czołówki gazet.
Mam nadzieję, że to się zmieni, że społeczeństwo polskie za dwadzieścia lat
będzie na tyle rozwinięte i różnorodne, a przede wszystkim intelektualnie
dojrzałe, iż jego życie publiczne koncentrować się będzie na sprawach zupełnie
innej niż dzisiaj wagi. Marzy mi się Polska, w której na oczach kilku milionów
wykształconych Polaków politycy i specjaliści toczą rzeczowe spory o sprawy
poważne, z których następnie coś będzie wynikać. Wyobrażam sobie, że życie
publiczne nie będzie ograniczone do następujących po sobie serii materiałów
medialnych, lecz polegać będzie na rzeczywistej politycznej debacie, w której
poważanie i kompetentnie głos zabierać będą liczne środowiska, stowarzyszenia,
partie, instytucje, uczeni. Kto wie, być może obchodzić nas będą nie tylko
sprawy bieżące, a nawet nie wyłącznie przyszłość naszego kraju, lecz również
problemy międzynarodowe i globalne, a nasze społeczeństwo poczuje się za nie w
jakiejś mierze współodpowiedzialne.
Jeśli życie publiczne w Polsce ma kiedyś stać się dojrzałe i światowe,
niezbędne będzie po temu ugruntowanie liberalnej opinii publicznej oraz
liberalnych obyczajów, nakazujących traktowanie podmiotów życia publicznego jak
partnerów, których wkład w dyskusję zależy od słuszności rzeczowych argumentów,
a jednocześnie reprezentujących pewne interesy i nie próbujących tego ukrywać.
Aby taka kultura racjonalności i równego traktowania stron debaty publicznej
mogła w Polsce zaistnieć, nasz kraj musi stać się o wiele bardziej różnorodny
wewnętrznie, a jego wykształcone elity muszą znacznie awansować w oczach ogółu
społeczeństwa. Bez różnorodności etnicznej, religijnej, obyczajowej, bez silnie
ukonstytuowanych mniejszości i grup interesu nie może być mowy o powstaniu w
Polsce prawdziwej agory, w miejsce drewnianej scenki, na której dziennikarze
reżyserują wciąż ten sam spektakl z garstką dość przypadkowych i przewidywalnych
aktorów, odgrywany dla mało wyrobionej i mało przez artystów szanowanej
publiczności.
II Obyczaje
Obyczaje Polaków dalekie są od świetności. Duma narodowa przeżywana jest
przez nas we frustracjach i urazach, a kompleksy i obawy w stosunku do świata
zewnętrznego pętają nas i degradują, a co gorsza malują się na naszych twarzach,
gdy przychodzi nam bywać w świecie. Marzy mi się Polska dumna i świetna szczerym
i szerokim obejściem, ucywilizowana i wyrobiona. Wierzę, że przykład
społeczeństw kulturalnych i pewnych siebie oddziała z czasem i pozwoli wejść na
tę samą drogę. Marzy mi się Polska bez chamstwa i prostactwa na każdym kroku,
kraj ludzi uprzejmych, umiejących się znaleźć, rozumiejących i szanujących
odmienne obyczaje mniejszości, które go zamieszkują oraz gości, którzy go
odwiedzają. Oczami wyobraźni widzę Polskę na kulturalnym Zachodzie, podobną do
tych krajów, gdzie cudzoziemiec czuje się bezpiecznie i swojsko, gdzie z prawie
każdym może się porozumieć po angielsku a potrzebne sobie towary i usługi nabyć
bez trudu i ryzyka. Widzę Polskę, do której cudzoziemcy przyjeżdżają bez
poczucia przekraczania bariery kulturowej i narażania się na niemiłe
niespodzianki, a miejscowi traktują się wzajemnie z szacunkiem i ufnością. Czy
to możliwe, aby Polacy stali się narodem ludzi dobrze wychowanych w ciągu
krótkich dwudziestu lat? Aby przestali warczeć na siebie, hałasować i brudzić?
Jeśli powstrzyma się pijaństwo, a szkoła i policja obejmą ster dyscypliny
społecznej, to kto wie?
Obyczajowość Polaków znalazła się w głębokim niżu nie tylko z powodu
bezkarności wszelkiego autoramentu łobuzerii oraz powszechnego dziś piwnego
pijaństwa, lecz również z powodu demoralizującego wpływu niezwykłego wzrostu
bogactwa i konsumpcji, jaki nastąpił w ostatnim dwudziestoleciu. Pragnienie
nabywania i używania wszelkiego rodzaju towarów i usług w wymiarze masowym
przesłania wszelkie inne aspiracje i pragnienia ludności. W rezultacie życie
większości współczesnych Polaków zdeterminowane jest przez myśli o zarabianiu i
wydawaniu pieniędzy, a tym samym ulega ono przepołowieniu na czas pracy i czas
wolny. Ten dualizm oznacza ulokowanie wszelkich ambicji po stronie życia
prywatnego oraz traktowanie pracy wyłącznie jako źródła utrzymania, a w
konsekwencji jako zła, które należy, na ile tylko można, pomniejszać, przez
unikanie wysiłku i jego skracanie. Brak wszelkiego etosu pracy może w jakiejś
mierze zostać zrównoważony przez wymagania rynku, wymuszające pewną efektywność.
Nic jednak nie zastąpi zaangażowania w pracę, uczciwości i zwykłej pracowitości.
Marzy mi się, że za dwadzieścia lat, kolejne pokolenie Polaków będzie, jeśli nie
głęboko zaangażowane w życie zawodowe, to przynajmniej w pracy solidne. Jako że
sprawa bynajmniej nie dotyczy tylko naszego kraju, życzenie to wypada mi
rozciągnąć na całą Europę.
III. Prawo i państwo
Weszliśmy na drogę budowy wolnego, otwartego i demokratycznego społeczeństwa,
a więc na drogę budowy kultury liberalnej. Wolne społeczeństwo żąda liberalnej
demokracji i bez liberalnej demokracji nie może istnieć. Jak dotąd sukces nasz
jest połowiczny. Polska jest krajem o zewnętrznych znamionach ustroju
demokratycznego, a więc „demokracją formalną”, co oznacza przede wszystkim
funkcjonowanie systemu partyjnego i wyborczego. Jest też Polska krajem częściowo
praworządnym, którego organy starają się przestrzegać prawa, jakkolwiek efekty
tych starań są nader niedoskonałe. Jeszcze gorzej wygląda to w dziedzinie
wykonywania prawa przez sądy. Samo zaś prawo wciąż stanowi mozaikę przepisów
anachronicznych, przepisów nowoczesnych, skopiowanych z Zachodu, oraz przepisów
gwarantujących rozmaite przywileje grupowe. Jest bowiem Polska krajem
„przetargowo-roszczeniowym”, którego życie polityczne polega w głównej mierze na
negocjowaniu przez silne grupy interesu swego poparcia wyborczego dla którejś z
partii w zamian za przywileje materialne oraz na szantażowaniu rządu
wywoływaniem niepokojów społecznych w razie niespełnienia żądań korporacyjnych.
W efekcie ustrój Polski przypomina feudalny portfel przywilejów i zobowiązań,
jakkolwiek zwykle nie jest czytelne, kto jest czyim klientem i wasalem, a kto
panem i księciem. Jednocześnie nie funkcjonują prawie żadne zabezpieczenia grup
mniejszościowych przez dyskryminacją, a więc przepisy rozwijające liberalne
zapisy polskiej konstytucji. Konstytucja ta nie jest zresztą w pełni konstytucją
wolnego kraju, zawierając zobowiązania do zawarcia konkordatu z Watykanem, który
faktycznie został zawarty i który – zgodnie ze swą naturą – jest listą
przywilejów kościoła katolickiego finansowanych przez państwo polskie. Marzy mi
się Polska mająca konstytucję wolną od tej skazy, Polska, w której kościół
katolicki podlega takiemu samemu nadzorowi organów państwa, w tym również
nadzorowi finansowemu, co inne dobrowolne stowarzyszenia i organizacje, nie
korzystając z żadnych przywilejów, których nie posiadają inne instytucje
powołane do krzewienia takich czy innych przekonań. Chcę wierzyć, że za
dwadzieścia lat Polska będzie krajem świeckim, którego rząd nie będzie w żaden
sposób manifestował przywiązania do żadnej z religii, nie stawał arbitralnie po
stronie określonych poglądów, które trwale dzielą społeczeństwo, nie faworyzował
żadnego światopoglądu ani eksponującej taki światopogląd instytucji.
Aby w ogóle mógł w Polsce powstać rząd liberalny, aby Polska mogła się stać
krajem, w którym każdy czuje się u siebie, bez względu na to, czy należy do
etnicznej, religijnej albo seksualnej większości, czy też mniejszości, spełniony
musi zostać fundamentalny warunek, jakim jest ugruntowanie w społeczeństwie i
wśród polityków szacunku dla osobistej autonomii każdego obywatela, a także
idące za tym zrozumienie idei rządu ograniczonego. Jeśli pragnienie i poczcie
wolności zostało już w społeczeństwie polskim dość silnie ugruntowane, to
świadomość, że obowiązkiem rządu jest strzeżenie wolności jednostki, zaś
wcielanie przez rząd w materię przepisów prawa, środkami nakazów i zakazów,
pewnego zespołu poglądów moralnych i politycznych, jest z gruntu niemoralne i
niedopuszczalne, zaledwie w Polsce kiełkuje. Prawie nie zdarza się, aby w
dyskusjach na temat nowych ustaw podnoszono kwestię ich stosunku do autonomii
obywateli i moralnego prawa ustawodawcy do jej ograniczania w danym wypadku.
Żadnej świadomości, iż nie wystarczy dobra wola, a nawet racja, aby użyć
prawnego przymusu i ograniczyć obywatelom prawo stanowienia o sobie, na razie
wśród polityków nie widać. Słaba jest też wrażliwość na kwestie dyskryminacji
oraz świadomość, że przywileje nadawane jednej grupie obywateli oznaczają
dyskryminację jakiejś innej grupy, często słabo widocznej i nie zdefiniowanej.
Polska moich marzeń jest krajem świeckim, światopoglądowo, na ile to możliwe,
neutralnym, szanującym prawa obywateli, szanującym odmienności i postawy
mniejszościowe, unikającym przesądzania za obywateli spraw sumienia, w których
zgody publicznej osiągnąć niepodobna. Marzę o Polsce, w której zakazy i nakazy
będą miały za sobą powody najwyższej wagi, a ci, którzy będą władni ustanawiać
je i wcielać w życie, zachowają świadomość związanej z tym odpowiedzialności
moralnej, dokładając starań, by ograniczeń autonomii obywateli, ich możliwości
dokonywania wyborów i stanowienia o sobie było jak najmniej. Chciałbym, aby w
Polsce czuli się u siebie i komfortowo tradycjonaliści i libertyni, katolicy i
ateiści, geje i ci, którzy wybierają celibat. Chciałbym jednocześnie, aby czuli
się tu jak najgorzej ci, którym nie wystarcza, że mogą żyć po swojemu, gdyż
żądają, aby również inni żyli na ich modłę. Mam nadzieję, że polskie
społeczeństwo nauczy się traktowania zamachów na wolność jednostki na
podobieństwo agresji fizycznej, stanowczo się im przeciwstawiając. Czy w ciągu
dwudziestu lat może w Polsce zajść taka liberalna przemiana? Wierzę, że tak. Od
umiłowania wolności, które jest już naszym udziałem, do idei rządu ograniczonego
i samoograniczającego się prowadzi przecież tylko jeden krok.
IV. Szacunek dla przyrody
Dzisiejsza Polska jest krajem ekologicznego chamstwa. Wprawdzie istnieją
parki narodowe, a wody i powietrze chronione są przed zanieczyszczeniem, zaś
gatunki zagrożone są pod ochroną, codzienny stosunek Polaków i wielu polskich
instytucji do otoczenia naturalnego jest wulgarny i niszczycielski. Ofiarą
jakiejś niepojętej eko-agresji padają miliony drzew i krzewów, tysiące drobnych
akwenów, naturalnych łąk i zagajników. Być może to pragnienie zamanifestowania
bogactwa i panowania nad posiadanymi terenami sprawia, że osoby prywatne,
zarządcy osiedli oraz gminy wycinają, koszą, osuszają bez pamięci co się tylko
da. Do tego dochodzi jeszcze coroczne wypalanie traw, dzikie wysypiska śmieci, a
także masowe dręczenie zwierząt domowych i gospodarskich, trzymanych w złych
warunkach i jakże często porzucanych. Na naszych oczach giną całe populacje
gadów, płazów i ptaków, w tym również najbardziej symbiotycznych z człowiekiem i
niejako z nim zaprzyjaźnionych, jak wróble i jeżyki. Ten stan rzeczy mało kogo
obchodzi. Mam wszelako nadzieję, że to się zmieni. W Polsce 2030 krzew i staw
stanie się wartością, której nie będziemy bezmyślnie niszczyć. Wycie kosiarek,
dziś rozlegające się w każdym mieście i wiosce, przez całe lato, stanie się
dźwiękiem słyszanym z rzadko i niedługo. Powrócą wróble i żaby, a jeżyki znów
będą miały gdzie zakładać gniazda. Prawdę mówiąc, to właśnie stosunek do roślin
i zwierząt, dziś wyznaczony przez prymitywną i odpychającą myśl, iż istnieją one
po to, by służyć człowiekowi, będzie najpewniejszą miarą naszego kulturalnego i
moralnego awansu. Polska moich marzeń będzie krajem zielonym, rozbrzmiewającym
kumkaniem żab i śpiewem ptaków. Jeśli tego nie uda nam się osiągnąć, a postępy
poczynimy w innych dziedzinach, i tak nie będę zadowolony.
Jestem wystarczająco młody, by w wiarą myśleć o przyszłości i mieć nadzieję,
że ją ujrzę na własne oczy. Postęp, którego wizję tu nakreśliłem, wydaje mi się
możliwy i całkiem realny. Z niecierpliwością wypatruję kolejnych lat i
dziesięcioleci – oby Polska zmieniała się w nadchodzących dwudziestu latach tak
pięknie i wspaniale, jak zmieniała się w ciągu dwóch dekad, które minęły.
|