Jan Hartman
Jan Hartman
Przedziwna moc krzyża
[Przekrój 2010]
Jakże umęczonym, lecz przecież nie zużytym, symbolem jest krzyż. Wszyscy na
niego liczą, wszyscy czegoś chcą – od niego lub przez niego. Z krzyżami na
tarczach, w imię krzyża, mieniąc się jedynymi prawdziwymi dziedzicami Jezusa,
mordowali się chrześcijanie przez wieki bez litości. Nasz ci jest krzyż, z nami
jest Bóg! Tak wołali. Z krzyżami na płaszczach i na piersiach tysiące mordowały
tysiące takich, co bez krzyża. I odwrotnie – ci, którym krzyż nienawistny, cięli
„krzyżowców”, by zjednać sobie chwałę i nagrodę w niebie.
W mrokach naszej gatunkowej niepamięci zagubiliśmy początki wyobraźni krzyża.
Ktoś kiedyś po raz pierwszy narysował krzyżyk na skale lub na drzewie, by
zaznaczyć swoje miejsce, swoją obecność Tu. Chciał przez to powiedzieć: tu
jestem, tu jest mój środek świata, mój dom. Wara wam od krzyża, który tu
nakreśliłem na znak mojości tego miejsca i na znak świętości mego środka świata.
Tu, w miejscu, które należy do mnie, Bóg wysłuchuje próśb i najchętniej
przyjmuje ofiary. Przez to miejsce, oznaczone krzyżem, prowadzi droga łaski.
Tylko tędy ujść można starości i śmierci.
Lecz by dostać się do nieba, trzeba wspiąć się wysoko, na najwyższe z drzew.
Pień i gałęzie – oto druga postać krzyża. Krzyż: środek świata i drzewo, które
prowadzi z ziemskiej dziedziny cierpienia i śmierci ku niebiańskiej i boskiej
dziedzinie wiecznej młodości i radości. Przez drzewo-krzyż wiedzie ścieżka
zbawienia. Tak wierzyły ludy ziemi przez tysiące lat. Pod drzewem lub krzyżem
składały ofiary dla przejednania obrażonych bogów, wyznawały swe winy, wraz z tą
największą – bogobójstwem. Tam też oczekiwały wiosennego odrodzenia zmarłych
poprzedniego roku bogów, zaklinając ich płodność i hojność.
Od kiedy przestaliśmy wędrować, od kiedy objęliśmy w posiadanie ziemię, na
której rodzimy się, pracujemy i umieramy, świętość i płodność, świętość i pory
roku, świętość i Miejsce sprzęgły się w wyobraźni religijnej nierozłącznie.
Wśród jej niezliczonych symboli drzewo i krzyż – drewniany krzyż – odegrał rolę
historycznie najbardziej doniosłą.
Jeszcze dziś, najprostsi spośród nas, najbliżsi duchem naszym przodkom,
stawiają krzyże, mówiąc: to Tu, to Nasze, to nasze Święte miejsce. Osadzenie
krzyża, symboliczne objęcie w posiadanie miejsca uświęconego, w którym Bóg
słucha modlitw, obdziela łaskami, wybacza i zbawia, jest dziś jednym z niewielu
zabytków archaicznej świadomości. Tylko te światła pradawne, palone przodkom
głęboką jesienią, mogą się równać z owym pierwotnym ustanowieniem miejsca
świętego, rytualnym zawłaszczeniem uświęconego terytorium. Skoro zaś drzewo
żywota zostanie zasadzone, każdy, kto chciałby je ściąć, staje się bluźniercą i
wrogiem. To oczywiste.
Biedny krzyż, umęczony, przez coraz to nowe ręce, w tej czy innej sprawie na
nowo osadzany, znosić musi od tysięcy lat ten sam dramat wyobraźni, który ludzie
odgrywają wokół niego i z jego udziałem. W dramacie tym występują bogowie,
ofiarnicy, strażnicy drzewa życia, którzy z wolna przeistaczają się w monstra i
węże broniące dostępu do niego, oraz herosi, rzucający wyzwanie bogom,
wspinający się po drzewie ku niebu, ścinający je albo zrywający zeń owoc.
Zazdrośni są bogowie i zazdrośni są ludzie. Wzajem się podziwiają, walczą ze
sobą i żyć bez siebie nie mogą. Tylko ten krzyż pośród tej wrzawy stoi
sponiewierany, do wszystkich i do nikogo już nie należący. Lecz w tym właśnie
jego przedziwna moc.
|