Jan Hartman
j.hartman@iphils.uj.edu.pl
Principia, 31-044 Kraków, ul. Grodzka 52
 
    back
   
Teksty,Texts,Texte  
  home

Jan Hartman*

Zrozumieć antysemitę (w Tygodniku Powszechnym jako „Chciałbym być sobą”; tekst nagrodzony nagrodą Grand Press za publicystkę w 2009 roku)

W jednym z przejść podziemnych w Krakowie widnieje napis: „Precz z żydowskim antypolonizmem!” Zawsze, gdy tamtędy przechodzę, myślę sobie: pewnie, że tak, ale gdyby tak jeszcze dopisać „… i z polskim antysemityzmem”. Lecz antysemityzm stał się już dawno tematem uczciwej debaty publicznej w naszym kraju. Antypolonizm tymczasem nie doczekał się jeszcze takiego potraktowania – ani przez w Polsce, ani w Izraelu, ani w USA. Na razie mówią o nim tylko antysemici. Chwała im za to. Jestem przekonany, że poprawa relacji między Polakami i Żydami w dużym stopniu zależy od tego, w jakiej mierze damy głos w sferze publicznej antysemityzmowi i antypolonizmowi. Spychanie ich do rynsztoka sprawia, że całkiem w nim gniją i dziczeją, wydzielając jady zatruwające całe społeczeństwa. Być może nie zmienimy przekonań tych ludzi, ale podejmując otwarcie drażliwe tematy i dając upust także negatywnym uczuciom ułatwimy sobie uzdrowienie stosunków między oboma naszymi narodami.

Żydzi i antysemici żyć bez siebie nie mogą. Bez antysemitów Żydzi byliby zwyczajnym narodem, którym inni mało się interesują. Bez antysemitów nie byłoby holokaustu, a bez holokaustu nie byłoby Izraela. Gdyby zaś nie było Żydów na świecie, antysemici musieliby stworzyć sobie inną legendę o światowym spisku mocy Zła albo wyżywać swą wojowniczość w sportach walki. Nie byliby jednak tym, czym najbardziej lubią być – tępicielami Żyda.

Przed wojną sojusz semicko-antysemicki był poniekąd honorowy. Antysemici zwali się antysemitami i nigdy się nie obrażali, gdy ktoś nazywał ich w ten sposób. Dla antysemity słowo „antysemita” bynajmniej nie było obelgą. Zwalczali Żydów otwarcie – na ulicy, w gazetach, w parlamencie. Organizowali demonstracje, bojkoty sklepów żydowskich, segregację rasową na uniwersytetach. Wszystko było jasne. Dziś jednak nie wypada być przeciwko jakiemuś narodowi jako takiemu, przez co tożsamość antysemity uległa zaburzeniu. Musi przekonywać siebie i innych, że żadnym antysemitą nie jest, a to nie jest łatwe zadanie. Nie jestem antysemitą, ale… dlaczego Żydzi to, a dlaczego Izrael tamto… To zapewne wina Żydów, że nawet nie wolno się mienić antysemitą – po prostu kolejny wynalazek „żydowskiego liberalizmu”, za pomocą którego Żydzi próbują zapanować nad światem.

Zwykle mówi się dziś o antysemityzmie jako przesądzie i niegodziwości. Nikt kulturalny nie chce antysemity słuchać, nikt nie traktuje poważnie tego, co mówi. Ja zaś twierdzę, że antysemitów trzeba słuchać, starannie wyłuskując ziarna prawdy zanurzone w miąższu obsesji, mitów i kłamstw. Prawdziwi antysemici naprawdę interesują się nami i wiele o nas, Żydach, wiedzą. Choć są niebezpieczni, to przynajmniej jesteśmy dla nich ważni, a to jest pewna wartość. Dlatego zasługują na to, by z nimi rozmawiać. I chociaż prawdą jest, że antysemityzm przerodził się w XX wieku w zbrodnię holokaustu, to przecież owo powinowactwo z nazistami, które plami honor współczesnego antysemity, budzi nie tylko gniew, ale też współczucie. Przecież (na ogół) nie chcą mieć nic wspólnego z Hitlerem, ale siłą rzeczy mają.

Prawdę mówiąc, wolę zdrowego polskiego antysemitę, niż żydowskiego, no, jakbyśmy to nazwali – „antylechitę”? Chociaż antypolonizm jest pośród Żydów w Izraelu czy w USA równie częsty (na oko przynajmniej, bo nikt tego nie zbadał), jak antysemityzm w Polsce, to jednak nie są to zjawiska symetryczne. W pewnym sensie antypolonizm jest gorszy. Nie opiera się bowiem na niezdrowej fascynacji, kompleksach i chorej wyobraźni, lecz na czymś obezwładniającym, poniekąd nieludzkim – na czarnej obojętności. Gdzieś w najstarszym pokoleniu polskich Żydów, którzy przeżyli wojnę, a potem wyjechali do Izraela lub gdzie indziej, bije źródło strasznych wspomnień, w których Polak odgrywa nierzadko rolę wręcz ohydną – szantażuje, obrzuca wyzwiskami, ograbia. Zatrute, choć nieskłamane wspomnienia przekazywane są dzieciom i wnukom, którzy wiedzą, że są subiektywne i jednostronne, ale mimo wszystko nie pozwalają im myśleć o Polsce przyjaźnie. Nie chcą też myśleć nieprzyjaźnie, tym bardziej, że w słowach dziadków słyszą nierzadko tony sentymentalne, gdy ci mówią o Polsce. W rezultacie – nie myślą wcale. Tym bardziej nie myślą ci, którzy żadnych polskich korzeni nie mają. Zapanowała więc po tym względem wśród Żydów zgoda niemal powszechna – Polska to kraj, który z jakichś powodów został przez Niemców wybrany do wymordowania Żydów i w którym antysemityzm prawdopodobnie był i nadal jest większym problemem niż gdzie indziej. To miejsce spalonej ziemi, czarna dziura, gdzie Żyd przyjeżdża tylko po to, by pokłonić się ofiarom Zagłady. Bo któż by w takie miejsce jechał na wakacje? Któżby przyjaźnił się z ludźmi zamieszkującymi kraj zasnuty dymami krematoriów? Obojętność zdaje się wyborem najuczciwszym. Gdy spełniając swój naturalny obowiązek polscy Żydzi próbują tę obojętność przełamać, spotykają się z uprzejmymi pozorami zainteresowania swoich izraelskich lub amerykańskich ziomków. Gdy zrozpaczeni wyciągają ze swego arsenału broń najcięższą – Żegotę, Irenę Sendlerową, Henryka Sławika i 6500 drzewek w Yad Vashem, mogą usłyszeć „o, naprawdę, nie wiedziałem o tym. Napijesz się jeszcze kawy?”. Ręce opadają – z garstką starych antylechitów można przynajmniej rozmawiać, choć nie można ich zmienić. Ale ich dzieci i wnuki po prostu nie są zainteresowane. Mimo to Polska robi wszystko, co możliwe, aby wzbudzić zaciekawienie Żydów polską kulturą oraz wspólną historią Polaków i Żydów. Organizowane są liczne imprezy kulturalne, konferencje i spotkania młodzieży polskiej z izraelską. Są nawet jakieś efekty. Na imprezy polskie przychodzi trochę publiczności, jakkolwiek gdyby nie udział naszej „judeopolonii” z emigracji 1968, radosnej, inteligentnej i nierzadko zakochanej w Polsce, kiepsko by to wyglądało. Nie mamy szans w konkurencji z Rosjanami czy nawet Latynosami. Dusza żydowska wciąż strachliwie omija „czarną dziurę”.

Antylechityzm w Izraelu jest milczący. Na murach nie uświadczysz napisów „Polacy do gazu!”, nikt nie prowadzi wykazów Izraelczyków mających domieszkę polskiej krwi i spiskujących przeciwko izraelskiej ojczyźnie, a izraelskie fora internetowe nie kipią od antypolskich wypowiedzi. Ludzie ciemni, których nigdzie nie brak, nie opowiadają sobie, że katolicy porywają żydowskie dzieci i utaczają z nich krew na hostię. Nikomu też nie przychodzi do głowy modlić się za nawrócenie kogoś na judaizm. Gdyby zaś kto powiedział o Menachemie Beginie, że tak naprawdę nazywał się Biegun i był Polakiem, wobec czego nie wolno mu ufać, to nawet najstarsi rabini nie pojęliby, co ma piernik do wiatraka. Oczywiście, milczący antysemityzm jest i w Polsce. Wielu ludzi nie mówi nic, lecz po prostu odczuwa, mniej czy bardziej wstydliwą niechęć do Żydów. Jest też wielu Polaków, którym Żydzi są najzupełniej obojętni, co zresztą jest właśnie tym, czego oczekiwałaby większość Żydów. Mamy jednak wiąż ów „zdrowy korzeń” autentycznego, niekłamanego antysemityzmu, takiego bazgrzącego po murach i grzebiącego w archiwach w poszukiwaniu „prawdziwych nazwisk” wrogów Narodu.

Nasi antysemici są groźni. Z ich powodu polski Żyd nie śmie iść ulicą w jarmułce ani wywiesić izraelskiej flagi w dniu izraelskiego Dnia Niepodległości. Nierzadko boi się nawet mówić o swym żydostwie, aby nie narazić się na zarzut „epatowania” czy „prowokowania”. Jako że jednak nie brakuje antysemickich rekonwalescentów, których czyjeś żydowskie pochodzenie wciąż ekscytuje, pragnących udowodnić sobie, że całkiem już wyzwolili się z antysemityzmu, polski Żyd musi się liczyć tu i ówdzie nawet z pewnym niezasłużonym wzięciem. Dlatego nie można w Polsce być Żydem ot tak, po prostu, jak w Anglii czy w USA. Jest to zawsze jakieś ryzyko i jakaś sensacja. Niektórym Żydom to się nawet podoba, ale wielu innym nie. Kto zaś głosi, że jest i Żydem, i Polakiem, sprawia wrażenie, jakby chciał dla siebie za dużo, jakby chciał zjeść ciastko i mieć ciastko. Nie brakuje więc takich, którzy całkowicie przemilczają temat swoich żydowskich korzeni właśnie dlatego, żeby nie wchodzić w kontredans tych wszystkich dwuznaczności. Naturalność i zwyczajność tego, że jest się Żydem, jest w naszym kraju wartością niemal nieosiągalną, tym bardziej, że kto bardzo się stara być naturalny, temu wychodzi na opak. Zresztą my, Żydzi, trochę boimy się antysemitów. Ale i Żydów ludzie się trochę boją. Oprócz zawodowych żydożerców nikt nie chce jawnie Żyda krytykować ani mu szkodzić, żeby przypadkiem nie wyjść na antysemitę. Zresztą, kto wie, może Żydzi naprawdę są mocni i mogą się zemścić?

Nie jest dobrze. Jest jednak znacznie lepiej niż dawniej i nadal idzie ku lepszemu. Uważam, że w relacjach Żydów z antysemitami są dwa czynniki, które dają nadzieję na normalizację ogólnych stosunków polsko-żydowskich. Jeden element to owe ziarna prawdy, o których wspomniałem. Godzi się, aby każdy naród rozpamiętywał ciemne karty ze swej historii. Trzeba być wdzięcznym ludziom, którzy w tym dopomagają. Jest pewną zasługą antysemitów to, że Żydzi zaczęli otwarcie mówić o tym, co w dziejach relacji polsko-żydowskich jest dla nich krępujące i wstydliwe, na przykład o przyjaznym stosunku wielu Żydów do sowieckich okupantów albo udziale Żydów w partyzantce sowieckiej pod koniec wojny. Z wolna dochodzi do wypracowania wspólnego, umiarkowanego i sprawiedliwego sposobu mówienia o relacjach polsko-żydowskich w przeszłości. Nastąpił tu znaczny postęp i zbliżenie. Krytyka książek Grossa nie uchodzi automatycznie za antysemityzm, a ich obrona nie musi uchodzić za antypolonizm. To, co mówią historycy o sprawach polsko-żydowskich, przestaje już zależeć od tego, czy mają oni żydowska tożsamość, czy też jej nie mają. Jesteśmy naprawdę na dobrej drodze. Czas upływa, emocje stygną, a ton umiarkowania i rzeczowa kompetencja biorą górę nad uprzedzeniami. A więc róbcie tak dalej, drodzy antysemici: wynajdujcie najciemniejsze sprawki Żydów, abyśmy mogli dowiedzieć się o sobie jak najwięcej. Są bowiem uczeni, którzy opowiedzą nam o nich w sposób wiarygodny, bez wybielania i zaczerniania. Chcemy tego słuchać.

Drugi czynnik w konflikcie antysemitów z Żydami, również jak sądzę obiecujący, to ów miąższ przesądu i kłamstwa, otaczający antysemickie ziarna prawdy. Jest on miękki i gnijący, sprawiając, że w ogólności antysemityzm staje się intelektualnie słaby i nieatrakcyjny nawet dla samych antysemitów. Na szczęście dla Żydów i polsko-żydowskich relacji, antysemityzm opiera się na całkowicie fałszywych przesłankach. W dłuższej perspektywie zawsze bowiem zwycięża prawda i dobra wola. Jakie są te fałszywe przesłanki? Najważniejsza głosi, że Żydzi, bez względu na różnice, jakie ich dzielą, stanowią światową wspólnotę interesów i współdziałają ze sobą dla realizacji tych interesów, ze szkodą dla innych narodów. Otóż jeśli o Polakach można powiedzieć, że mało trzymają ze sobą na emigracji, to o Żydach można to powiedzieć o wiele bardziej stanowczo. Na wieść, że Żydzi spiskują i próbują wsadzić, gdzie tylko można „swoich ludzi” i że działają przeciwko narodowi polskiemu, w imię swoich własnych celów, z żądzy władzy i bogactwa, Żydów ogarnia pusty śmiech. Nawet trudno się gniewać – tak absurdalna jest ta teza. Byłoby nawet miło, gdyby Żydzi w Polsce byli w stanie uczynić coś jako grupa, ale jak na razie żadnego chwalebnego ani niechwalebnego lobbingu nie widać. Teza spiskowa jest zupełnie absurdalna, jakkolwiek w pewnym sensie nam schlebia, gdyż świadczy o tym, że uważa się nas za silnych. To nieprawda. Żydzi nie są ani silni, ani niebezpieczni. Nawet Izrael, uzbrojony po zęby i nieustraszony, jest tylko małym krajem, wielkości Słowacji, zdanym na Amerykę, chroniącą jego istnienie w morzu nienawiści.

Druga przesłanka jest również fałszywa. Nasi antysemici uważają mianowicie za oczywiste i zrozumiałe samo przez się, że nie można być dobrym Polakiem, jednocześnie będąc Żydem i wspierając Izrael. Nonsens. Polacy w USA często są wzorowymi polskimi i amerykańskimi patriotami jednocześnie, bo też nie ma żadnej sprzeczności między polskim i amerykańskim interesem narodowym. Nie inaczej jest z Polską i Izraelem. Poza wspólnym dziedzictwem i historią krajów tych nie łączą żadne istotne interesy ani nie dzielą żadne istotne spory. Podwójny, polsko-izraelski patriotyzm jak najbardziej jest więc możliwy, z pożytkiem dla wzajemnych stosunków obu krajów i nacji.

Przywiązanie Żydów (nie wszystkich!) do Izraela nie oznacza koniecznie poparcia takich czy innych działań rządu w Jerozolimie. Zarówno Żydzi w Izraelu, jak ci rozproszeni po świecie, mają najróżniejsze poglądy polityczne i bardzo różne oceny polityki Izraela oraz konfliktów na Bliskim Wschodzie. O żadnej jednolitości mowy nie ma. Podobnie też w sprawach światopoglądowych. Antysemici uważają (trzecie fałszywe założenie), że „Żyd jest zawsze Żydem”, co oznacza, że bez względu na swe deklarowane poglądy, będzie zawsze antypolski i antykatolicki. Co więcej, uważają, że komunizm i ateizm wraz z ich mutacją – liberalizmem – to wynalazki żydowskie, mające osłabić narody chrześcijańskie i umocnić panowanie Żydów w świecie. Nic z tych rzeczy. Jak już bowiem Żyd jest takim liberałem albo i gorzej – ateistą i komunistą – to wrogiem mu będzie każdy nacjonalista i tradycjonalista, bez względu na to, czy będzie to rabin, czy ksiądz, Żyd czy Polak. Trzeba się więc na coś w tym antysemityzmie zdecydować – albo (razem z wieloma Żydami) nie lubimy judaizmu, albo (wraz z wieloma Żydami) nie lubimy syjonizmu, albo komunizmu lub czegoś jeszcze. Za każdym razem biedny antysemita będzie miał po swojej stronie niechcianych sprzymierzeńców w postaci niemałego odsetka Żydów. Ci bowiem podzieleni są ideowo i światopoglądowo nie mniej niż inne nacje wolnego świata.

To wszystko jest tak oczywiste, że aż głupio o tym przypominać. W głębi duszy, jak sądzę, nawet antysemita wie, że Żydzi są bardzo różni. Tak naprawdę jednak nie chodzi mu o żaden liberalizm Żydów ani o żydowski spisek polityczny, w który szczerze wierzą tylko najbardziej fanatyczni, tzw. zoologiczni antysemici. Tym, co rzeczywiście boli antysemitę, jest prawda, a nie jego własne niemądre wymysły. Bo tylko prawda może boleć naprawdę. Tą prawdą jest złożona i wciąż spowita zasłoną tabu zależność łącząca religię chrześcijańską z religią żydowskiej. Chronologiczne starszeństwo judaizmu, wspólna z Żydami święta księga, to, że cała historia ewangeliczna dokonuje się wśród ludzi obrzezanych, chodzących do żydowskiej świątyni i przestrzegających żydowskich rytuałów, że przez kilka pierwszych stuleci to głównie Żydzi byli chrześcijanami – wszystko to jest dla antysemity najgłębiej poniżające. W obliczu twierdzenia, że Matka Boska i Jezus byli Żydami, staje oniemiały ze zgrozy i pomieszania. Żydami? Nigdy! Może Palestyńczykami, Izraelitami, byłymi Żydami, ale Żydami? Przenigdy! Skąd właściwie bierze się to poczucie krzywdy i upokorzenia na myśl, że wiara chrześcijańska powstała w świecie żydowskim? Zapewne wiąże się ono z tym, że trzeba by uznać Żydów za „starszych braci” i oddać należny im z tego tytułu szacunek. Z dwojga złego lepiej już więc uchwycić się myśli, że naród wybrany zawiódł Boga i utracił swoje przywileje, okazując się niezdolnym do rozpoznania prawdziwego Mesjasza. Że prerogatywę „narodu wybranego” przejęli na siebie chrześcijanie, będący nowym Izraelem.

Nie jestem oryginalny twierdząc, że najgłębsze podstawy antysemityzmu są natury religijnej, że antyjudaizm poprzedza antysemityzm. Być może jednak nie jest całkiem banalny pogląd, który pragnę tu wyrazić, iż antysemici mają prawo do swojej postawy religijnej. Jeśli częścią czyjejś religijności jest potępienie tych, którzy się na tę religię nie nawrócili, pomimo że byli do tego powołani, to trudno. Cudze przekonania religijne mogą nam nie odpowiadać, ale powinniśmy je tolerować. Dlatego słusznie moim zdaniem postąpił papież zezwalając na modlitwę o nawrócenie Żydów. Pozwólmy wszystkim wiernym być sobą. Niechaj chrześcijanie uważają Jezusa za prawdziwego Mesjasza, a Żydzi niechaj uważają go za Mesjasza fałszywego. Niechaj chrześcijanie uważają judaizm za uparty anachronizm, a Żydów za zdrajców Jezusa, wyznawcy judaizmu zaś niechaj sobie uważają chrześcijaństwo za porzucenie prawdziwej wiary, idolatrię i politeizm. Jeśli będziemy zmuszać chrześcijan i Żydów do przywdziewania owczych skór i prawienia sobie wzajemnych komplementów, to zawsze znajdą się tacy, którzy zbuntują się przeciwko temu jako zdradzie i hipokryzji, stając się, odpowiednio, aktywnymi antysemitami bądź wrogami chrześcijaństwa. Jeśli zaś zdobędziemy się na uszanowanie prawa każdego człowieka do tego, by nie lubił Żydów i judaizmu, bądź też nie lubił Polaków i katolicyzmu, znajdziemy się na ścieżce, która wyprowadzi nas z labiryntu powikłanych i wciąż niedobrych stosunków między obiema nacjami.

· Prof. dr hab. Jan Hartman – profesor filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim

jot@ka